Fabuła fajna, bez wybuchów, pościgów, fajny film szpiegowski. Ale wyszedł jakiś taki ,,biurowy". Chodzą w tą i z powrotem, napięcie niewielkie. Wydaje mi się że zawiodła trochę obsada, mimo starań, Cooper grał trochę drewniacko, tzn nie zarysował odpowiednio swojej postaci. NAtomiast zupełnie nie widzę phillipe'a w roli szpiega. Po prostu nie pasuje.
Film, ktorego potencjal zostal niewykorzystany, ale to moje zdanie i mozecie sie z nim nie zgodzic. pozdro
Bo to była biurowa historia. To był pojedynek charakterów. Hanssen przecież działał bardzo długo i właśnie w "nudny", "biurowy" sposób.
Cooper drewniany? Wg mnie był świetny. Stworzył bohatera, którego nie sposób było rozczytać.
"NAtomiast zupełnie nie widzę phillipe'a w roli szpiega. Po prostu nie pasuje"
A jaki ma być szpieg? Naprężony cwaniak walący z dwóch kałachów na raz? A jeśli nie pasuje na szpiega to znaczy, że jest dla ciebie idealny do tej roli, bo przecież szpieg na szpiega ma nie wyglądać i nie pasować :D
Z resztą w filmie nie był szpiegiem w ścisłym tego słowa znaczeniu...
No ale chyba sam przyznasz, że trochę trudno uwierzyć w to, że stary wyga, działający na dwa fronty przez -dzieścia lat, daje się nabierać na bajeczki w stylu klęczący przed krzyżem i modlący się chłopczyk, czy na tę o zmianie trasy i NIEZBĘDNEJ obecności starego wygi podczas wypożyczania przez młodego książeczek z parafialnej biblioteczki, i to w godzinach pracy! To, że Amerykanie lubują się w patosie to wiadomo od dawna, ale logika jest tu tak zarzynana, że aż kwiczy.
Problem tylko w tym, że ten film to rekonstrukcja śledztwa kontrwywiadu przeciw Hanssenowi. A tzw. życie bywa cholernie nielogiczne.
Życie możliwe, ale nie facet siedzący od 20 lat w wywiadzie i to jako szycha, a nie chłopiec od przynieść-wynieść. A w to, że film jest rekonstrukcją śledztwa kontrwywiadu to chyba sam nie wierzysz, bo, po pierwsze, byle gryzipiórki nie mają dostępu do utajnionych dokumentów wywiadu, a po drugie, żaden film nie oddaje prawdy, nawet jeśl jesti oparty na faktach, zawsze zostaje 'podkoloryzowany', bo - wg speców od hollywoodszczyzny - to się sprzedaje.
Jest tylko drobny problem. Konsultantem filmu, który bezpośrednio pilnował, żeby nic nie odbiegło od faktycznego przebiegu zdarzeń, a który twierdził, że były zakusy na "udramatyzowanie akcji", był sam Eric O'Neill. Poza tym Hanssen był specem w swoim fachu, ale był też nieźle pogięty.
' Konsultantem filmu, który bezpośrednio pilnował, żeby nic nie odbiegło od faktycznego przebiegu zdarzeń, a który twierdził, że były zakusy na "udramatyzowanie akcji", był sam Eric O'Neill.' - to wszystko tłumaczy. W takim razie, sorki, ale nie kupuję ani grama tej ściemy. Pzdr!
Wiem, facetem, z którego perspektywy 'opowiedziano' ten film, i w którym przedstawił siebie jako super spryciarza, któremu stary, doświadczony wiarus z rączki jadł. Cuda wianki. Ten film w takim razie powinien byc opatrzony opisem 'fantasy'.:P
To nie jest facet z którego perspektywy opowiedziano ten film, bo takim kimś to był np. Max Otto von Stierlitz. To jest świadek wydarzeń, którego zweryfikowana relacja, oczywiście w pewnym stopniu, posłużyła za kanwę scenariusza.
To się "tfu" pisze lub "fe" ewentualnie. Ale dlaczegóż p. Ę.Ą. miałby być fe lub tfu?
Nie wiem dlaczego miałby być fe lub tfu, ja napisałam, że jest Tfe. To zupełnie inna kategoria.
Miało być zaimkiem osobowym oznaczającym Ciebie, ale jeśli uważasz, że to synonim 'tfu', cóż, pewnie wiesz lepiej.
:P
cudowna wymiana poglądów:) co do filmu to zgadzam się z Dynkiem, a Tfe jak dla mnie oznaczało Twe tylko w dziwny sposób zapisane. musiałem się wtrącić, a co:)
:) To się nazywa kreatywna ortografia i jest stosowana głównie przez znafców :)))).
Ale najważniejsze, że przynajmniej ze sobą rozmawiamy! ...
:D
:D
Nie pilnujesz, nie doglądasz, a później się dziwisz, że dyskusja rozgorzała!
Pzdr!