Zatrważa mnie ilość pozytywnych komentarzy jak i stosunkowo wysoka ocena (obecnie 6,3). Siadając przed telewizorem nie miałam jakichś wielkich oczekiwań względem tego filmu, jednak to co zobaczyły moje oczy...
Dla mnie ''Śmierć nadejdzie dziś'' to niezmierzone pokłady żenady. Nie chodzi mi absolutnie o to, że film nie wpisał się w koncept horroru, choć taki emblemacik mu przyprawiono - nieważne, czy potraktujemy to jako horror, komedię czy kryminał - i tak wypada on okropnie.
Po pierwsze - bohateorie których poznajemy z Tree Gelbman na czele, to banda idiotów. Gdyby byli po prostu głupawi to pół biedy, oprócz tego są jednak niesłychanie prostaccy i ordynarni. Teksty o obciąganiu, ruchaniu, wyzywanie siebie na luzie od zdzir i szmat... po prostu bez komentarza. Rozumiem, że to miał być film z przymróżeniem oka, ale ''przymróżenie oka'' może mieć wiele różnych odsłon, nie musi polegać na powrzepaniu w fabułę wulgaryzmów i odjęciu bohaterom po jednej półkuli mózgowej. Nie chciałabym się zadawać z takimi ludzmi, nie chce mi się takich dialogów słuchać ani oglądać - toteż film był dla mnie żenujący. Kiedy główna bohaterka została zabita bardzo się ucieszyłam, ale cholera... nie przewidziałam, że będzie uparcie powracała na ekran mojego telewizora.
Po drugie - wielka przemiana filmowej Tree była tak płytka, że nie widziałam czy śmiać się czy płakać. ''Jestem już zupełnie inną osobą, dlatego odmacham jakiejś dziewczynie na powitanie'' - GŁĘBOKA SCENA nie powiem. Całe to jej wystąpienie, gdzie zmienia ona swoje zachowanie w jakichś totalnie prozaicznych kwestiach typu ''zamiast powiedzieć jednej babce, że jest gruba bo pije kakao, wyleję to kakao na głowę innej babce. Oto nowa ja'' - po prostu salwa śmiechu nad poziomem prezentowanego w tym filmie obrazka.
Po trzecie - cała ''intryga'' była tak nielogiczna, że oglądałam to wszystko z rozdziawionymi ustami. Akcja z urodzinową babeczką pod koniec i ''śmiercią w śnie'' to już było przegięcie na całej linii, już nawet nie starałam się zrozumieć. Sporo komentujących tutaj prowadzi dywagacje na zasadzie ''do końca nie było wiadomo kto...'' - oczywiście, że nie było wiadomo, ponieważ wartwa fabularna tego filmu to kpina. Nie dało się wydedukować z przesłanek niczego sensownego, ponieważ tych przesłanek nie było. Na koniec trzeba było dać mordercy jakąś twarz, więc wymyślono - o zgrozo - że będzie to seryjny morderca. I jeszcze potem ta babeczka od współlpkatorki - definicja przedobrzenia.
Dla mnie ten film to żenada nie do przyjęcia. Pamiętam, że kiedy był w kinach zastanawiałam się czy się nie wybrać - generalnie bardzo lubię horrory, więc pomysł wydawał się ok. Złożyło się tak, że jednak nie poszłam do kinach i alleluja! Jestem pewna, że wyszłabym z sali.