Al Jolson jako jazzowy piosenkarz Jack Robin u progu sławy. Co jednak ważniejsze: kariera czy więzy krwi? Fabularnie zdecydowanie nic nadzwyczajnego, ale nie w tym rzecz. Obraz Alana Croslanda to bez dwóch zdań dzieło przełomowe. Oto raczkujące kino dźwiękowe, wciąż jeszcze z naleciałościami epoki niemej (większość dialogów zaprezentowana została tu na starych, dobrych planszach, "głos" mają popisy wokalne), niemniej to właśnie ta produkcja zmieniła bieg historii. Stąd też, choć scenariusz niepozbawiony jest, nazwijmy to, potknięć (końcówka na ten przykład stanowczo zbytnio rozwleczona w czasie, co odbywa się kosztem ekranowego napięcia), to wciąż - szacunek i czapki z głów. Niezbędnik kinomana, małego i dużego.
herr doktor...??
http://content.answcdn.com/main/content/img/getty/0/4/3311904.jpg
http://imgc.allpostersimages.com/images/P-473-488-90/37/3706/D1AAF00Z/posters/th e-jazz-singer-al-jolson-1927.jpg
http://2.bp.blogspot.com/_zqFoq3qej2c/SiH8nN6OyOI/AAAAAAAAtYw/2obmbpMoWTU/s400/b lackmirror3.jpg
http://www.helnwein.org/stc/ghpicts/gh1289.jpg