PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=642569}

Święci i żołnierze: Credo spadochroniarza

Saints and Soldiers: Airborne Creed
2012
5,4 1,5 tys. ocen
5,4 10 1 1523
Święci i żołnierze: Credo spadochroniarza
powrót do forum filmu Święci i żołnierze: Credo spadochroniarza

Film nie jest taki zły. Bardzo do gustu przypadła mi wzruszająca scena między Rossim, a Neumannem, kiedy temu pierwszemu ciekną łzy z oczu i łamiącym się głosem mówi, że powinien nienawidzić Niemca i jego munduru, ale mimo to nie potrafi. Przyszła mi wówczas refleksja, jak ohydnym czasem był okres II Wojny Światowej, kiedy goście, którzy powinni iść do kina ze swoimi dziewczynami, pić piwo z kumplami w pubie i bawić się z dziećmi byli zmuszeni do mordowania siebie nawzajem. W tym filmie wszyscy są poszkodowani - ''Emily'' z zamordowanym przez Niemców ojcem i bratem, Rossi z zabitym we Włoszech przyjacielem, czy Neumann z poległym tamże bratem. Daje to sporo do myślenia.

Ale to niestety dużo za mało, by uratować ten film, pełen nielogiczności i sprzeczności w fabule. Corbin Allred, grający Rossiego, występował w pierwszej części Saints and Soldiers, gdzie był Deaconem ze 101st Airborne, pobożnym misjonarzem, znającym język niemiecki i Niemców. Kłóciło mi się to z jego nową kreacją, więc minus dla twórców - jeśli chcieli przedstawić nową historię, trzeba było wybrać kogoś innego. Jeśli to była ta sama historia - to absurdalna.

Dalej, scena z ''dywersantami'' - kto, będąc głęboko za liniami wroga, marnuje cenną amunicję na strzelanie do butelek? Rozpracowanie ''dywersantów'' to jakiś absurd - raz, że takich sytuacji nie było, dwa, że niby lornetka niemiecka miała być dowodem (a zdobyczny Luger, którego wszyscy chcieli, to już nie?), skoro wszystko inne grało (oficer miał namalowany decentrycznie pasek na hełmie i prawidłowe insygnia - historia o ''nienoszeniu ich w polu'' to jakaś bajka, bo na masie zdjęć je widać, zwłaszcza wśród służb zaopatrzeniowych). Niemieccy dywersanci w Ardenach - bo tym było to zapewne inspirowane - wpadali m.in. przez jeżdżenie po 4 w jeepie, podczas gdy wygodni Amerykanie jeździli po 3. Historia o agencie - kompletnie niepotrzebna, urwana po kilku zdaniach i nic nie wnosząca do fabuły.

Mundury to masa niedopatrzeń i błędów. Niedopasowane, źle skrojone, tarcze na hełmach, których od dawna nie było, 517th PRCT, który skakał w pomalowanych mundurach i wyposażeniu, bez tego istotnego elementu.

Atak na czołg? Akurat czytam sobie wspomnienia gen. Urquharta z Arnhem, gdzie tenże siedział dobę na strychu, a na ulicy stało niemieckie działo pancerne. Spadochroniarze jak ognia unikali walki z oddziałami pancernymi, bo byli lekko uzbrojoną piechotą i dopiero w ostateczności podejmowali walkę ze względu na wielkie zagrożenie, rzadko atakowali sami. A tu mamy plan napisany na kolanie, pełny dziur i improwizacji. No hello.

Sceny batalistyczne nieźle zrealizowane, chociaż, co symptomatyczne dla tej i następnej części - monotonne, tj. bieganie po polach i strzelanie gdzie popadnie, a każdy strzał to śmierć. Muzycznie też dobrze, pojawił się ambient z pierwszej części. Film ujdzie, ale w bólach. 4/10