Dziewczyny stanowią nie lada kontrast.
Christmas Jones jest wspaniałym kontrapunktem dla wyniosłej damy, Elektry King, (prześlicznej Sophie Marceau).
Posągowa Francuzka ma pewne zalety (zwłaszcza apetyt na życie), ale Denise też potrafi wyegzekwować sobie miejsce.
Denise w roli bondynki po prostu zwala z nóg. Seksapilem wprost ocieka, zarazem imponuje inteligencją.
To wspaniała lalka Barbie, erotyczna doskonałość z romiarem piersi za które można oddać cały świat. Bo śmierć i tak nadejdzie dopiero jutro.
Cieszy, że to ona wygrywa i zdobywa Bonda.
To idzie młodość!
Sophie Marceau, bez dwóch zdań. Jakim cudem ludzie patrzą na Denise Richards i nie czują odruchu wymiotnego na ten kaczy dziób, nigdy nie zrozumiem.
(PEWNIE DLATEGO ŻE NIE PATRZĄ NA TWARZ, TYLKO TO CO JEST POD NIĄ...)