Film na który wybierze się spora część widzów ekipy buduje odbiorcom nieprawdziwy obraz matury, skończenia liceum i studiów. Brak w filmie jakiejkolwiek wartości, morału, wątków fabularnych innych niż absurdalny atak na ministerstwo czy bawienie się w agentów specjalnych i ucieczka zsypem z 40 piętra (oby nikt nie próbował tego w domu...) Z bohaterami nie można się zżyć ani trochę, ten jest bogatym bananem, temu świrnięty dziadek wleciał przez okno do pokoju, a ta z uśmiechem przyjmuje informację o tym, że jej bliska ciotka pójdzie siedzieć... Sam główny bohater ma w swojej głowie po prostu uwalenie matury swoim najbliższym przyjaciołom, dlaczego? No bo tak, czy jest to jakoś wyraźnie skrytykowane w filmie? No nie, dalej chciał to zrobić i nawet znalazł ludzi, którzy takiego oszustwa by się z nim dopuścili, ale okazało się że wiceministra akurat chce to zrobić, bo myśli, że przez to awansuje i to nie wyjdzie - no tak, dużo ma to sensu i składu. Naprawdę smutno się to oglądało i żałowałem każdej minuty spędzonej na tym w kinie, a szkoda, bo uważam, że niektóre osoby z obsady serio mają potencjał i sprawdziłyby się w lepiej napisanym filmie, a tak to tyhpowy widz ekipy lat - naście najlepiej się bawił kiedy wlatywały z nikąd wstawki koncertowe xD
ten film i tak najbardziej cierpi z powodu zbyt dużej ilości nic nie wnoszących bohaterów
Widz genzie. Widzowie ekipy są już w większości dorośli. Jednak frizz i ekipa powstali już w 2017/18 to kupa lat ja zresztą frizza oglądałem w gimnazjum podczas pokemonów
Co do takich absurdalnych scen jak ucieczka zsypem z kilkudziesięciu metrów, no to jest to film, więc zasadniczo pewne granice przesuwać można. Jak się poogląda stare komedie z lat 60 - 80, chociażby z de Funesem, to bez trudu się trafi na równie absurdalne sceny. Tylko też ich natężenie jest z reguły większe i tym samym koncepcja jest bardziej spójna. Zresztą w filmach familijnych takie rzeczy są normą. "Kevin sam w domu", czyż nie ma tam absurdów?