5,2 8,3 tys. ocen
5,2 10 1 8270
4,9 8 krytyków
100 dni do matury
powrót do forum filmu 100 dni do matury

„100 dni do matury” to film, po którym nie oczekiwałam, że będzie arcydziełem - liczyłam na dobrą rozrywkę i się nie pomyliłam. Bawiłam się całkiem dobrze, ale z czasem film zaczął mi się dłużyć, a mnożące błędy fabularne irytować.

Sama fabuła tego filmu się nie klei, gdyż główny bohater - Kapsel chce zmienić wyniki matur swoim przyjaciołom po to, by zostali z nim jeszcze jeden rok w szkole. Nie ma to totalnie sensu, ponieważ niezdana matura nie sprawi, iż nie zdaje się klasy - tylko jest niezaliczona i jeśli komuś zależy to za rok może poprawić wyniki.

Błędy fabularne ujawniają się kilkanaście razy. Miała być cyfryzacja matur - gdy przychodzi dzień matur - są pisane na papierze i jedno mnie zastanawia, jakim niby cudem system komputerowy miał to sprawdzić w 24 godziny. Jak oni chcieli je dać komputerowi do sprawdzenia? Na dodatek bohaterom wszystko idzie jak z płatka - napotykają problemy - magicznie go rozwiązują. Dalej nie mam pojęcia jakim sposobem bohater X dowiedział się, że bohaterowie XYZ wpadli w tarapaty i przyszedł im na pomoc. Nikt się nawet nie zdziwił co oni robili w tym miejscu ani nie zainteresował. Ochrona miała to gdzieś. Niby była, ale w sumie co się będą przejmować czwórką nastolatków w ministerstwie edukacji, którzy włamali się do tuneli. W końcu to codzienność w ministerstwie edukacji. Nikt się nawet tym nie zainteresował. Budynek podobno jest pilnie strzeżony, ale oni są tacy utalentowani, że z niczym nie mają problemów. Co to za problem skopiować dane z telefonu ministry do innego? Oni wszystko potrafią. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Gdy jeden z bohaterów wycofuje się z pomysłu, bo stwierdza, że to jednak jest niebezpieczne i mogą mieć problemy - reszta się tym nie przejmuje. W sumie do tej pory nie mieli żadnych problemów z czymkolwiek, to dlaczego mieliby teraz ponieść jakieś konsekwencje? Zakończenie było tak samo bezsensowne i przewidywalne. Do teraz nie rozumiem co się do końca tam wydarzyło. Skąd wzięły się te tłumy ludzi? Wątpię, aby jeden samochód był w stanie zawieść aż taką liczbę ludzi, bo tak wynikało z filmu, chyba że źle coś zrozumiałam.

Bohaterowie nie byli na tyle ciekawi, abym któregokolwiek polubiła. Po prostu byli. Wyjęci niczym z jakiejś typowej młodzieżówki. Przynajmniej nie pojawił się wątek romantyczny wciśnięty na siłę. Bawi mnie jeszcze fakt, że niby Kapslowi tak zależało na tych przyjaciołach, ale gdy chcieli spędzać z nim czas - on ich unikał, bo zajmował się głupotami. Przepraszam, pilnie szukał sposobów, aby włamać się do ministerstwa edukacji i zepsuć im wyniki matur. Gdy oni jednak nie mieli dla niego czasu, bo chcieli uczyć się do matury - czuł się zraniony. Nie wspominając już o tym, jak egoistyczne podejście było to z jego strony, bo doskonale zdawał sobie sprawę jak dla nich ta matura jest ważna - to najśmieszniejsze w tym jest to, że na koniec Kapsel zostaje bohaterem, mimo że początkowo kierowały nim złe intencje. Niby przechodzi jakąś przemianę, ale nie do końca, bo do prawie samego końca chciał zrobić to, co planował. Przez pewne wydarzenie zmienia plany i zaczyna do niego docierać jak bardzo skrzywdziłby bliskie mu osoby. Jednak dla mnie ta przemiana nie była wiarygodna. Nie czuję się przekonana.

Reasumując „100 dni do matury” to lekka niezobowiązująca komedia dla osób, które lubią tego typu filmy i nie przeszkadzają im dziury fabularne. Niby dobrze się bawiłam, ale teraz po kilku dniach od seansu pamiętam tylko te błędy fabularne. Tylko jedna scena komediowa zapadła mi w pamięć. Jednak jest to film, o którym zapomina się w błyskawicznie tempie, więc jak dla mnie mógłby nawet nie powstać. Więcej nie chciałabym go już obejrzeć. Ode mnie otrzymuje ocenę 3/10. Te 3 gwiazdki za humor.