Uwaga mogą być spoilery, chociaż film i tak cholernie przewidywalny jak większość amerykańskich produkcji tego typu.
Mamy oczywiście superbohatera który z łatwością pokonuje i wymyka się policjantom, agentom FBI. Gdy już prawie udaje mu się osiągnąć cel to zostaje w głupi sposób wyrolowany. I
tak w kółeczko przez cały film. Ale nie poddaje się bo kieruje nim chęć uratowania porwanej córeczki (jakie to ograne!). Z jednej strony ścigany przez prawo z drugiej strony użera się z
bandytą i czasem. Te 12 godzin! Ciągną się w nieskończoność. Jednym słowem mision imposible, ale i tak wiemy ,że sobie poradzi bo to przez cały film mówią o nim jaki on jest super
i jak bardzo trzeba na niego uważać. Jest gotów wyłamać sobie palce żeby wyjąć rękę z kajdanek. Z wypadku samochodowego tylko on wychodzi cało a agenci dopiero po czasie
odzyskują przytomność. Szybki, zwinny, uparty i inteligentny!
Jego córeczka oczywiście po tatusiu też odziedziczyła spryt. Szkoda tylko ,że z tym sprytem odziedziczyła też głupotę. Ona tak samo podejmuje próby walki, które przez jej głupotę kończą
się fiaskiem. Kiedy udaje jej się uciec i dobiega do ślepej uliczki nie podejmuje próby wspięcia się na siatkę. Nie próbuje też się odwrócić i wyminąć kulawego beznogiego bandytę!
Przecież jest od niego szybsza i spokojnie by mu się wymknęła. Bandyta nawet nie miał pistoletu tylko strzykawkę. Ta jednak woli krzyczeć o pomoc odwrócona do bandyty plecami.
Głupi, wkurzający i irytujący bachor. Chcieli wzbudzić we mnie współczucie, a ja sam bym ją chętnie spalił w tej taksówce.
Tak samo mnie wkurza w filmach amerykańskich filmach to jak ktoś obali bandytę na ziemię i zamiast zabrać mu broń albo postrzelić w kolana to go zostawiają. Potem ten bandyta się
budzi i ponawia atak. W prawie każdym filmie jest taka zagrywka. Druga rzecz to rozczulanie się i czułe rozmowy zaraz po akcji.. Kule latają nad głowami, czas goni, a bohaterzy mają
czas na przeprosiny i czułe rozmowy o tym jak strasznie się kochają i jak im szkoda tego co sie stało, albo jak się cieszą ,że już po wszystkim. Z reguły takie rozmowy przerywa bandyta
który budzi się po ogłuszeniu. I znowu dochodzi do walki.. widz myśli ,że to już koniec ale nie zaskoczenie! Szkoda tylko ,że to zaskoczenie jest w prawie każdym filmie i po prostu
zamiast przerażać to irytuje.
Oczywiście nie może też na koniec zabraknąć sceny jak bohater już PRAWIE umiera, a osoba którą uratował nachyla się nad nim i płacze. Bohater oczywiście nie może zginąć i potem
odzyskuje siły w magiczny sposób, albo zjawia się pomoc w ostatniej chwili. W tym filmie jest podobna sytuacja z resztą.
Oczywiście bandyta bohater na końcu zostaje oczyszczony z zarzutów! Co z tego ,że pobił funkcjonariuszów FBI, rozwalił rządowe samochody, porwał taksówkę, groził bronią, spalił
mnóstwo pieniędzy. i naraził pełno cywili swoją brawurową jazdą. Ale chciał uratować swoją córeczkę i to dla niej! Więc go oczyszczamy. Przecież nie wsadzimy głównego bohatera za
kratki na koniec filmu. Oczywiście złoto też sobie zachował no bo nie można bohatera zostawić bez niczego na końcu. Jednym słowem wyrolował państwo, odzyskał córeczkę i
pieniążki. I mamy happy end! Bosko..
Nie przepadam też za Nikolasem Cagem. Liczyłem jednak ,że ten film mnie do niego przekona, ale niestety. Nie cierpię typowych bohaterów amerykańskich filmów. No chyba ,że
mówimy o spidermanie albo batmanie. Wtedy nie można niczego brać na poważnie bo to postaci komiksowe i oglądając taki film nastawiam się na niesamowite, efektywne i
niemożliwe sceny walki. Natomiast film 12 godzin który ma być filmem akcji i dramatem. Okazuje się badziewiem.
Scenariusz napisany na kolanie w godzinkę na podstawie szablonu. Potem tylko dodać znaną twarz jako bohatera. Dodać kilka efekciarskich scen z pościgów i rozwalania
samochodów i mamy gotowy film akcji!
Mnie osobiście ten film wkurzył swoją przewidywalnością i naiwnością. Dałem mu 4/10 bo jednak trzyma się kupy i jakoś da się go obejrzeć bez zasypiania, ale szczerze odradzam.
Chyba ,że ktoś chce sobie go puścić do poduszki i nie będzie mu przykro jak prześpi połowę. Ewentualnie puścić w tle żeby w domu nie było za cicho i sobie coś leciało.