Do mnie bardziej przemawia moja własna teoria, którą nazwałam "prawda leży gdzieś po środku", a jej główne założenie to:
Cole był schizofrenikiem oraz podróżował w czasie, nałożenie takich dwóch ciekawych rzeczywistości mogło dać taki właśnie wynik.. Nie ma tu nic na 100%, każda teoria ma swoje za i przeciw, obejrzę sobie ten film jeszcze raz i spróbuję tą moją tezę połączyć w jakąś sensowną w całość :)
kto mi w tym pomoże?
Film prawie jak serial Lost, cos mamy, potem poszlaki, cofanie sie w czasie,itp. Ale film ciekawy, czytajac posty czy teorie na film.org.pl film robi sie jeszcze ciekawszy co kazdy proboje wytluaczyc na swoj sposob pewne rzeczy i powstaje dyskucja - cos jest obalane, itp.
Wątpię, by Terry Gilliam był zachwycony porównaniem. Ja DEFINITYWNIE nie jestem. "12 małp" i serial "Lost"??? Cóż, jeden z najgenialniej skomponowanych filmów w historii kinematografii (gwarantuje katharsis) i niekończące się badziewie, które mogłoby się nigdy nie skończyć, jeśliby publika wciąż dopisywała. A treściowo też podobieństw nie widzę. Najwyraźniej masz na myśli to, że obie produkcje są "zakręcone". Rzecz w tym, że ta pierwsza z sensem, ta druga - z rozlicznymi wadami, które - jak to w większości amerykańskich seriali bywa, urągają intelektowi.
Przypominam też, że masowej widowni "12 małp" nigdy nie zdobyło i nie zdobędzie, w przeciwieństwie do serialu "Lost"!!! Po prostu - inny ciężar gatunkowy.
Pomógłbym Ci, bo to jeden z moich ulubionych filmów, a poza tym wręcz arcydzieło SF - jedno z naprawdę nielicznych w tym przereklamowanym gatunku.
Niestety, wpierw musiałabyś zmienić nick. Gdyby żona zobaczyła, z kim dyskutuję, przeprowadzkę miałbym gwarantowaną!!!
Możesz pomóc i bez zmiany nicka z mojej strony ;)
Usiądźcie sobie z żoną któregoś wieczora z nastawieniem czysto kontemplacyjnym.. Mi na razie lekko brakuje czasu ale w ciągu tygodnia pewno się uda, pasuje przecież zmierzyć się z własną teorią xD
Moja droga k0chanko (cholera, zakrawa to na pedofilię),
w porządku. Pośpieszę z pomocą niczym ten rycerz uciśnionej, bo "12 małp" to dobra rzecz. Acz uczynię to samodzielnie - czy naprawdę wierzysz, że można ot tak sobie z żona usiąść i z innymi kobietami (dziewczynami?; mam nadzieje że nie - dziewczynkami!) podyskutować o SF? Moja to jak widzi te dwie literki, amoku dostaje, co zrozumiałe. A do tego "internetowa zdrada", bo zanim wszystko przemyśli, to będzie dla mnie za późno.
Dobra, jaja se robię.
Odezwę się, jak uporządkuję sprawy w pracy.
Już Cię uspakajam, z pedofilią mało to ma wspólnego.. ;)
Swoją drogą szkoda, że z żoną sobie nie możesz na takie tematy pogadać, ale od czego ma się forum..?
Jeszcze nie miałam czasu na obejrzenie, ale jak już mi się uda to na pewno podzielę się przemyśleniami.
Pozdr.
Mnie nick kochanka nie zachwyca, a to co napisalas nie przemawia do mnie.
Czyli to co widzi Cole, to wytwor jego wyobrazni i rzeczywistosc jednoczesnie?
Podobnie jak pisalem falloutowi, tak samo Ciebie prosze, abys rozwinela to, co napisalas - inaczej pomysle, ze bredzisz...
A Ty mój drogi przeczytaj dokładnie co napisałam - mianowicie że zamierzam raz jeszcze obejrzeć film z nastawieniem na konfrontację z moją małą teorią wstępną.. Napisałam posta z nadzieją, że być może ktoś też wpadł na podobny pomysł bo od tego chyba właśnie jest forum - więc czytaj ze zrozumieniem :)
A na przyszłość polecam więcej luzu, ominą Cię w przyszłości problemy gastryczne takie jak wrzody etc...
Ps. Bredzenie jest rzeczą ludzką, bywa że nikogo nie omija..
A co ze zdjeciem z I WS? Pokazana byla tylko jego reka podczas wystapienia dr. Pozniej ona sobie przypomniala o pelnym zdjeciu gdzie widzac jego. Wiec chyba musial on byc z przyszlosci/przeszlosci
Nie zauwazylem tej odpowiedzi wczesniej, wiec odpowiadam teraz.
Dlaczego w takim razie nie zauwazyla Cole'a wczesniej? Zdjecia, ktore wybrala do ksiazki ogladala pewnie kilka, kilkanascie razy. Ksiazke pisala po poznaniu Cole'a. Dlaczego zatem zobaczyla go na zdjeciach dopiero po porwaniu?
Odpowiedz jest prosta: jego tam nigdy nie bylo.
To tak jak ze snem Colea'. Na poczatku filmu nie widzimy, kto w nim jest - sa sylwetki postaci, ale nie wiadomo kim one sa. Dopiero pozniej Cole im dodaje twarze. A nawet zmienia, bo gosc z rudymi wlosami, ze snu, raz byl Jeffreyem Goinesem, a raz dr Petersem.
Glownym bohaterom umysl plata figle - przez co w rzeczach pozornie niezwyklych doszukuja sie glebszego sensu, popierajacego ich chora teorie (patrz: bezdomny)
Gdziekolwiek.
Ale autor tej teorii o chorobie psychicznej jak dotąd nie potrafił, więc wątpię, czy komukolwiek się uda.
Ta polemika to rozdział zamknięty. Tego już nie można zmienić.
Droga k0chanko,
z tą pedofilią to przez wzgląd na zdjęcie. Oj, dajesz po bandzie... (nauczył mnie tego zwrotu jeden z użytkowników filmwebu, sam tak kreatywny nie jestem).
Co do bredzenia - tutaj się z Tobą zgodzę, chyba rzeczywiście nikogo nie omija. Sam nawet często cierpię na tę dolegliwość, lecz zwalczam ją jak tylko potrafię. Nie zawsze z powodzeniem!
Co do Twojej teorii. Postaram się wszystko przedstawić szczegółowo po świętach. Obecnie piszę artykuł o "Stalkerze" Tarkowskiego. Wpisałem się też kilka miesięcy temu na forum o tym filmie, tak bardzo mnie ujął; "burzliwa" dyskusja trwa, ale ponieważ nie mam zbyt wiele czasu, więc na razie musiałem ją "zawiesić". Natomiast na chwilę obecną rzekłbym tak - James Cole popada w obłęd (acz obłąkany raczej nie jest, w każdym razie nie bardziej niż ktokolwiek z nas:)). I podróżuje w czasie, aby wypełnić swoją misję. To, że ma problemy z psychiką, wydaje mi się zrozumiałe: w bardzo "schizofrenicznej sytuacji" przyszło mu żyć.
Czytałem interpretację, która stała się pretekstem do tego tematu. Powiem tak - moje odczucia, jakie przedstawiłem wyżej, nie zmieniły się. Jednak na szczegółową argumentację zdobędę się później, tak jak podałem.
Pozdrawiam i gdybym już się nie wpisał przed, to - WESOŁYCH ŚWIĄT życzę!!!
film oglądnełem teraz jakoś jak TVN pokazywał, ale późno było i fragmentami mi się przysypiało, toteż mogłem wszystkiego nie załapać. W każdym razie popieram to co napisała k0chanka, że nic nie jest pewne na 100% i 2 Wasze interpretacje się nachodzą. Pierwsze wrażenie jakie odniosłem kiedy wyskoczyły napisy końcowe było takie, że James wpadł w błędne koło historii - jako dziecko widział swoją śmierć, potem dorósł w świecie ogarniętym przez epidemię i w końcu został wysłany do przeszłości, żeby znaleźć pierwotnego wirusa. I tak historia w kółko się powtarza a my obserwujemy tragiczne losy Cole'a podczas jednego z takich przejść.
Takie było moje pierwsze wrażenie, ale po tym wszystkim co tu przeczytałem muszę oglądnąć film jeszcze raz, tym razem dużo bardziej uważnie ! ;)
Dziękuję za ten link (+ suplement), otworzył mi oczy. Dzięki tej interpretacji niezły film Sci-Fi zamienił się dla mnie w arcydzieło kinematografii.
tak czy inaczej,w ta czy w ta jest to swietny film a interpretacja ciekawa.Moim zdaniem autor zbyt ufa w geniusz rezysera i scenarzysty.Ten pocisk,ktory nie mial sie prawa postarzec...brzmi to wiarygodnie i to wlasnie przemawia(moim zdaniem)za tym,ze gosc byl chory ale...rownie dobrze moglo to byc tylko niedopatrzenie :),ktore suma sumarum stalo sie przyczynkiem do ponownego odkrywania tego filmu.Padlo tu wiele slow,ktore musialem wygooglowac ;)Dziekuje za poziom dyskusji drodzy przedmowcy .
tylko wlasnie cos mi przyszlo na mysl...czy temu policjantowi nie chodzilo przypadkiem o wyglad pocisku?nie o "starosc" wynikajaca "siedzeniem" w ciele ale o zwykly wyglad,material...?zobacze po raz enty ten film :]
podczas pierwszego spotkania z Brusem pani doktor patrzy na niego,jak by go gdzies widziala...pyta sie go,czy byl ich pacjentem,czy juz go gdzies widziala...fotka z 1 wojny???
Kula w jego ciele na pewno nie "siedziała" przez 80 lat. Jeśli by tak było, kolega Cole powinien mieć 80+ lat i wydaje mi się, że z tym faktem zgadzają się tak zwolennicy jak i przeciwnicy tej interpretacji.
W interpretacji cały czas chodzi o "wygląd" tej kuli. Nic nie stoi na przeszkodzie aby nasz świr w jakiś sposób zdobył starą broń i starą kulę, po czym postrzelił się owym sprzętem (lub ktoś posiadający takie antyki go postrzelił).
Według mnie Cole był psychicznie chory. Myślę że "komisja" z przyszłości
złożona była tak naprawdę z lekarzy psychiatrów. Ich liczby się
zgadzają, siedzą przy stole, tak samo jak w przyszłości. Rozmowy Cole'a
z komisją mogły być zwyczajnymi rozmowami z lekarzami.
W pamięci zapadła mi też scena, kiedy główny bohater leży w łóżku, nad
nim "zawieszony" jest obraz przedstawiający jakiś krajobraz, a obok stoi
wspomniana "komisja". Do tego słychać było muzykę, którą Cole usłyszał
wcześniej w reklamie wycieczki.
Warto wspomnieć też o filmie Hitchkock'a i pózniejszej scenie
stylizowanej na stary film.
"Film się nie zmienia..." - chory umysł Cole'a rejestrował różne
elementy, a pózniej wplatał je w halucynację, jaką jest ten film.
Można domyślać się też, że Cole na końcu wyzdrowiał. Być może ginąc w
wyimaginowanym świecie już nigdy do niego nie wróci(przypomnę słowa
czarnoskórego wariata w garniturze- "jeśli tam nie wrócę, wyzdrowieję".
Myślę że można stwierdzić nawet, że film ten w oryginalny sposób
przedstawia proces leczenia chorego psychicznie człowieka.
"Komisja" sprawdzając postępy Cole'a w przeszłości, mogła odnotowywać
zmiany, jakie zaszły w jego umyśle. Być może odnalezienie wirusa
symbolizowało powrót bohatera do zdrowia.
Interpretacji może być mnóstwo, dlatego jest to film ponadczasowy i
skierowany do wąskiego grona ludzi, którzy starają się go zrozumieć, bo
pojąć dzieła Gilliam'a w pełni nie sposób.
Można się zgadzać, nie zgadzać. Każdy ma swoje kilka groszy, ale...
Proszę się szanować, bo głupie wyzwiska tylko psują ten obraz.
Osobiście:
1. Nie przemawia do mnie fakt, że będąc wariatem nie ma znaczenia kolejność pokazania scen 2035 a potem 1990.
Autor recenzji wyraźnie zaznaczył, że nawet człowiek obłąkany - w tym momencie Cole - potrafi wiele rzeczy zmyślić i z czasem dokłada pewne fakty (w tym przypadku dokładał twarze do snu).
Skoro dokłada się urojenia z czasem (co jest prawdą), nie mógł przed wylądowaniem w psychiatryku ułożyć sobie akurat komisji sześcioosobowej z jedną kobietą! No na litość boską, nie i koniec! :)
To właśnie przez te komisje zaczął się gubić... Stąd teoria łączona - schizofrenik podróżujący w czasie wydaje się być na miejscu. Zresztą wszystkie podobne rzeczy - mycie w podziemiu jak i również mycie w szpitalu gubią Cole'a.
2. Autor pisze o tym, że Cole wymyślił sobie podróże w czasie z rzeczy dostępnych w latach 90, a światło niebieskie świadczą o tym, iż dobił rzeczywistość w postaci rentgena.
Kolejna moim zdaniem bzdura! :) Gilliam kilkukrotnie w wywiadach zaznaczał, iż budżet filmu był niski. Bywały kłopoty by złożyć całość i starano się ograniczyć zbędne wydawanie pieniędzy na niektóre kwestie. Podróż w czasie miała być symboliczna i prosta. Dodał trochę od siebie rzeczy i tyle! Prosicie, by się czytało całość, więc czytajcie, włącznie z wypowiedziami reżyserów jak i aktorów. Sposób przestawienia podróży w czasie nie ma nic do rzeczy z chorobą Cole'a! Powiem więcej, nawet dziecko wie, że chorzy psychicznie wymyślają rzeczy niestworzone, więc obraz wykreowany przez głównego bohatera powinien wyglądać jeszcze bardziej... futurystycznie! Ja zdrowy (jeszcze) mam takie wizje, a jakbym się szaleju najadł, o Cię kręcę...
3. Odnośnie kuli. Fakt przeciw faktowi. Brakuje mi tu kilku rzeczy, aby stwierdzić, iż jest to tylko urojenie. Jose!!! Cole widzi go w 2035, potem podczas I wojny światowej oraz na lotnisku. Faktem jest, iż Jose był na zdjęciu z I wojny światowej i nawijał angielszczyzną (według wykładu)! Cole dopiero w hotelu zobaczył zdjęcie od Pani doktor, tak więc dwa urojenia z pełnym zarysem twarzy (!!!) podobnie jak w 1 punkcie zaprzeczają teorii autora :) Bądźmy konsekwentni. Jeśli urojenia istnieją, dopasowujemy coś na kształt rzeczywistości to Jose dopiero po obejrzeniu zdjęcia powinien przybrać twarz gościa ze zdjęcia :)
4. Podobnie jest z "jeźdźcem apokalipsy". O ile sen z Pittem na lotnisku faktycznie wydaje się być pełnym urojeniem, to końcowa scena nie ma już sensu. Cole widzi nie Pitta a pomocnika Doktora Wirusologa. Skąd to się wzięło?! Fakt, mógł go zobaczyć jak wychodzi z wykładu u Rilley, ale to nie on widział gazety ze zdjęciem na lotnisku tylko Pani Doktor! Cole nie mógł sam sobie wbić, iż ten człowiek ma cokolwiek wspólnego z wirusem. Co prawda dzięki doktor Rilley jest to poniekąd możliwe, aczkolwiek zbyt złożone i akcja dzieje się zbyt szybko by taką tezę wziąć za słuszną.
5. W dodatku słowa zdrowej jeszcze Pani doktor, że gdzieś widziała Cole'a. Fakt, może i w psychiatryku, ale... Nie wydaje się nikomu dziwne, że Rilley pamiętała po 6 latach Cola doskonale, a nie pamiętała by go wcześniej prawie w ogóle? Wybiórcza zaćma w tak młodym wieku? Nie wydaje mi się :) Teoria z kadrowanym zdjęciem o wiele bardziej przemawia do mnie.
6. Teraz odnośnie linii czasu. Mądra i nie mądra. Rilley poszła zadzwonić do "przyszłości" i wraca by się pośmiać, że to tylko dywany. Cole z kolei doskonale znał jej słowa, co do joty. Czyli też to musiał sobie wymyślić :) Za dużo naciągania... Zakładając, że faktycznie w przyszłości jakimś cudem mogli z jednego aparatu wyciągnąć wszystkie wiadomości z danego okresu (czyli czyszczenie dywanów w roku 1996), telefon Cole'a jest jak najbardziej na miejscu oraz pojawienie się Jose oraz naukowca z przyszłości jest również wytłumaczalne! Cole telefonem nie zmienił linii czasu, dołożył tylko małą cegiełkę. Pierwotnie może był w ubikacji, teraz poszedł zadzwonić (kto to wie?!), nic oprócz telefonu "w próżnię" się nie wydarzyło, a zatem linia nie została zachwiana!
7. Ciekawi mnie jeszcze kilka spraw. Jedną z nich jest fakt, iż zdrowa jeszcze - w tym momencie nie wierzyła Cole'owi prawie, że w ogóle - Rilley widzi i słyszy bezdomnego, który następnego razu jej nie poznaje. O ile teza, że zaczęła fiksować jest słuszna o tyle taki wyskok w tym momencie (cały czas chodzi mi o pierwsze spotkanie obojga ludzi) jest dla mnie już nie zrozumiały.
Tak szczerze to mógłbym pisać i pisać i pisać bo jeszcze dużo w mej głowie się kołysze nieodgadnionych rzeczy. Sam film został wydane jako SF, więc sama schizofrenia nie przemawia za mną :) Film elektryzuje, jest czymś wyjątkowym... a skoro jest tak wiele recenzji oraz pomysłów na odgadnięcie całości to można rzec śmiało: UDAŁO SIĘ :) O TO CHODZIŁO REŻYSEROWI:)
Pod wieloma względami się z Tobą zgadzam. Nie znajduję czasu na solidne ustosunkowanie się do tego zagadnienia, mimo że to obiecałem jednej znajomej. Jednak dla mnie czymś oczywistym było założenie, że podróże w czasie są realne w tym obrazie filmowym, natomiast bohater przeżywa różne problemy psychiczne. Cóż, nie znalazł się w zbyt komfortowej sytuacji.
Tak, "12 małp" to ewenement, potwierdzający jedynie, iż także w kinie można stworzyć wybitne dzieło SF. Że ten gatunek nie musi być skazany wyłącznei na tandetę i trywialność.
Tak udało mu się. Bo o to mu właśnie chodziło w tym filmie - chciał, żeby był on rozpatrywany tak jakby na dwóch płaszczyznach, żeby można było do niego dopasować dwie interpretacje. Obie są po części słuszne i błędne. Gilliam z jednej strony pokazuje, że podróże w czasie Cola są oczywiste (jego brak w rejestrze policyjnym, praw jazdy itd. oraz zniknięcie z tej izolatki moim zdaniem nie można podważyć), z drugiej poddaje to w wątpliwość ewidentnie podsuwając dowody, że Cole to sobie wszystko zmyślił (chociażby te podobieństwa z obu "czasów", albo kula i rana postrzałowa). Nie ma jednego słusznego rozwiązania tej fabuły - bo celowo została tak zrobiona.
Odnośnie kilku twoich argumentów:
2. Każdy sobie inaczej wyobraża przenoszenie w czasie. Uwierz mi niektórzy zdają sobie sprawę z tego, że nie są do tego potrzebne migające światełka, pełno dymu czy inne bzdety:) Dlatego tak mógł to sobie wyobrazić nawet obłąkany umysł.
5. Tak, zapamiętała go po tych sześciu latach, bo wtedy zrobił na nie spore wrażenie - te jego ucieczki, zniknięcie, teksty: "jesteś najpiękniejszą kobietą jaką widziałem". To jej się wryło w pamięć. Wcześniej był zwykłym pacjentem(jeśli nim w ogóle był).
6. Jakiekolwiek zmiany w przeszłości, mniejsze czy większe skutkują zmianą linii czasu (mniejszą lub większą). Tak to należy rozumieć, bo tylko wtedy jest to logiczne.
Aha, kto wie, czy gdyby nie te dwie dolepione sceny pod koniec, film miałby kategorię Sci-fi...
Witam ponownie,
odświeżam temat po zapoznaniu się z bardzo ciekawą analizą marscorpio ( http://www.filmweb.pl/film/12+ma%C5%82p-1995-1210/discussion/NIESTETY%2C+JAMES+C OLE+NIE+OSZALA%C5%81%E2%80%A6,1401942 ).
Udało mi się wreszcie obejrzeć film dwa razy, po razie z nastawieniem odpowiednim dla każdej z tez: szaleństwo Cole'a / podróże w czasie. Muszę przyznać, że każda z nich ma ciekawe i mocne podstawy, o subiektywnych odczuciach nie wspomnę.. Za każdym razem byłam maksymalnie nastawiona na daną tezę ale okazało się to awykonalne. Nie wiem jak komuś udało się spojrzeć na ten film stricte z jednej tylko strony, Gilliam chyba by nawet tego nie chciał...
Ale wracając do sedna, w filmie jest tak dużo dwuznaczności, ukrytych treści, o wszystkich było pisane już tyle razy (teksty z analizą, suplement oraz kontranaliza), lecz za każdym razem zbyt subiektywnie, jednostronnie według mojej oceny. Dopiero połączanie obydwu daje pożądany efekt - Cole podróżował w czasie, jest tu zbyt dużo precyzyjnych informacji, których nie da się podważyć (chyba że tak samo jak nasz bohater wraz z dr Railly ulegamy masowemu obłędowi - w co jednak, szczerze wątpię). Kwestia podróży w czasie jest faktem którego podważanie (Analiza Kelley'a) jest całkowitym spłycaniem wartości filmu, nie wolno nam, jako widzom, zapominać jakim obrazem, Gilliam inspirował się przy kręceniu 12 małp, La Jetee może być brakującym kluczem do faktycznego zrozumienia problemu.
Tak samo istotną i prawdziwą kwestią jest problem rozszczepienia psychicznego u Cole'a, tego faktu też nie da się podważyć. Jego problemy mogły zacząć się już wcześniej, natomiast w momencie podróży w czasie choroba Jamesa rozwijała się w najlepsze (co zrozumiałe w takiej sytuacji, komisja z przyszłości także o tym wspominała), szczególnie ważne jest to, iż żadna z rzeczywistości nie ułatwiała mu rozpoznania co jest prawdą a co nie. Dopiero po przełomowym dla Cole'a zrozumieniu że jest chory - jego umysł otwiera się (osoby chore psychicznie rzadko są świadome swojej choroby), wówczas wszystko zaczyna układać się w spójną całość - w takim samym stopniu dla nas jak i dla Jamesa. Gilliam zastosował szereg zabiegów mających na celu zachwianie naszą wiarą w zdrowie psychiczne Jamesa oraz pani doktor, wydawać by się mogło że aż nazbyt skutecznie.
Film jest dwukierunkowy, takim miał być i jest, warto też abyśmy patrzyli na niego w ten sam sposób.
Odejdę lekko od tematu i zapytam czy jest tu ktoś kto zna się na wirusach?
Nie daje mi spokoju jednak kwestia, mianowicie czy do stworzenia antidotum/lekarstwa/szczepionki na zmutowanego wirusa potrzebna jest pierwotna postać tegoż wirusa? Coś mi to nie leży, dlatego proszę o pomoc w zrozumieniu..
Za swojej strony dodam inny link do mojej kontranalizy: http://www.film.org.pl/prace/12_malp_polemika.html
A to z tej przyczyny, iż najprawdopodobniej wystąpię o usunięcie tego tekstu zamieszczonego na FW, zatem cóż, aby odnośnik definitywnie nie przepadł...
Co do kwestii: "czy do stworzenia antidotum/lekarstwa/szczepionki na zmutowanego wirusa potrzebna jest pierwotna postać tegoż wirusa?", to rozważałem to, niemniej jednak postanowiłem nie podejmować tego tematu. Może ktoś inny na to się zdecyduje.
Pozdrawiam.
Chodzi o to że ciężko walczyć z wirusem jak ma 1000 odmian. Posiadając pierwotną wersję można ustalić jego podstawowe DNA które łączy wszystkie odmiany... bynajmniej tak to rozumię =)
"(chyba że tak samo jak nasz bohater wraz z dr Railly ulegamy masowemu obłędowi - w co jednak, szczerze wątpię)"
Tak, to prawda.
Niemniej nie masz sie czego bac - bo dobrze wiesz, ze to filmowa fikcja :)
Nie bardzo jednak rozumiem, dlaczego wciaz wierzysz, ze Cole podrozowal w czasie. Co za tym przemawia?
Dlaczego żadna strona teorii czy to choroby czy podróży w czasie nie zwraca uwagi na budowę filmu, no bo jeżeli w filmie występuje choroba psychiczna głównego bohatera i pani doktor to wszystkie sceny ich nie realnego świata powinny być pokazane przez ich pryzmat postrzegania, a w filmie jest dużo wątków w którym występują pozostali aktorzy i nie jest to bezpośrednio powiązane z naszą dwójką bohaterów a wiąże się bezpośrednio z ich niby wiziami.
Z powodu braku interpunkcji nie bardzo rozumiem, ale sprobuje sie domyslic.
W swiecie prawdziwym zyja wszystkie postacie: Cole, pani doktor, Goines, lekarze etc. w swiecie, ktory istnieje w umysle Cole'a (przyszlosc) istnieja tylko postacie, ktore Cole wymyslil, lub te ktore kiedys widzial i do swojej wizji dodal.
Przy czym zauwazyc trzeba, ze w prawdziwym swiecie czas plynie caly czas (co widzimy) w "przyszlosci" akcja dzieje sie tylko wtedy, gdy jest tam Cole...
no dobra , to co robi w filmie wątek gościa który wiezie w walizce próbówki z wirusem (no bo chyba to że to jest wirus jest dość oczywiste) jest to scena rzeczywistego świata, która wprost nie wiarygodnie łączy się z chorym postrzeganiem rzeczywistości przez naszych bohaterów. Dodam tylko ,że dobrze interpretujesz moje wątpliwości Eminey i dzięki za próbę wytłumaczenia, ale bardziej się skłaniam na teorie podróży w czasie, chociaż argumenty na nie są mocne.
Powiedziane jest, ze mial probki - bodaj kwiatow. To, ze robi na lotnisku dziwne miny, nie znaczy, ze nalezy sadzic, ze jest inaczej.
Zastanawiac moze najwyzej, skad Cole wie, do ktorych miast ten gosc poleci. Nie jest to jednak niemozliwe - w filmie pokazany jest tylko fragment zycia Jamesa. Nie wiemy, co dzialo sie poza tym. Byc moze w tych miastach byl oddzial firmy, do ktorej dr Peters lecial, a Cole o tej firmie slyszal.
Zauwazyc tez trzeba, ze przez caly film Peters nie mial z wirusem nic wspolnego - do czasu az dr Railly tego Cole'owi nie zasugerowala.
Chory umysl polaczyl te fakty: lotnisko, wirus, wirusolog wierzacy w apokalipse, walizka z probkami i rudy facet (podobny do tego ze snu).
Ciekawostka: dr Peters po wejsciu do autobusu siada kogo baby od ubezpieczen, ktora w przyszlosci jest naukowcem. No i wydaje sie, ze happy end, ze przyszlosc zostanie uratowana, a Cole nie klamal.
Pytanie tylko, jak to mozliwe, ze Cole na lotnisku mialby byc dzieckiem, a ta kobieta wygladala dokladnie tak samo na lotnisku, co w przyszlosci? Nie postarzala sie, nie umarla ze starosci?
Mam jedną radę.
Spróbuj to napisać najlepiej jak potrafisz, a następnie zaproponuj to tak przeciętnemu portalowi, jak KMF. Jeżeli to zamieszczą, w dziale 'analizy', wówczas w porządku, a jeżeli nie, to cóż, dowiesz się, ile są warte Twoje spekulacje.
Pozdrawiam.
Dziwi mnie ten zlosliwy ton.
O obszerniejszej analizie myslalem, ale nie bylo czasu, checi ani potencjalnego odbiorcy. Moze kiedys...
@maciejroza
Tutaj masz wszystko: http://www.film.org.pl/prace/12_malp_polemika.html
Bez względu na to, jak będą "mieszać" zwolennicy teorii o chorobie psychicznej, to - jak to już ktoś skomentował - została ona obrócona w niwecz. To film SF, dotyczy podróży w czasie, i tyle w tym temacie. Kontranalizy (polemiki) na KMF nie sposób ominąć i nikt tego nie potrafi. Nawet Edward Kelley skapitulował. Dziwię się, że ktokolwiek do tego jeszcze wraca...
Pozdrawiam.
UWAGA!!! a propos polemiki i fragmentu o zdjęciu:
"I tu zgrzyt. Czy mamy uwierzyć, że autorka psychologicznego bestsellera, wybitny psychiatra, pracująca przez lata na swoją książką, oglądając dziesiątki i setki razy materiały źródłowe, zdjęcia, ryciny, etc. nie dostrzegła na kluczowej dla jej pracy fotografii człowieka, który parę lat wcześniej tajemniczo zniknął jej z izolatki (dziwi to tym bardziej, że później, porwana w samochodzie, jego imię i nazwisko oraz rok zniknięcia przypomina sobie natychmiast nawet nie widząc jego twarzy)? Jak to możliwe?! Możliwe, bo go tam nie było!"
Przecież ona w psychiatryku mówiła kilka razy, że skądś gościa kojarzy. Najwidoczniej widziała go na tym zdjęciu, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd!
Nawet na końcu autor interpretacji pyta: dlaczego Kathryn kilkukrotnie stwierdza, że wcześniej spotkała Cole'a, że go pamięta? No właśnie ze zdjęcia :)
Ale ona pracowała nad tą książką dużo wcześniej. Na pewno widziała go na tej fotografii, ale że interesował ją tylko 1szy plan zdjęcia, wykadrowała go i do momentu wydania książki pracowała z tym właśnie wykadrowanym zdjęciem. Na ścianie w domu zachowało się zdjęcie oryginalne, po które sięgnęła.
Na tym zdjeciu nigdy nie bylo Cole'a, podobnie jak jej nie bylo w snie Cole'a.
Zreszta ona to doskonale tlumaczy mowiac, ze postacie ze snow Cole'a nabraly twarzy ludzi mu znanych, pod wplywem wydarzen, ktore sie rozgrywaly.
Moim zdaniem najzwyczajniej nie ma znaczenia, która interpretacja jest prawdziwa. Żadna. Obie. (swoją drogą, odpowiednia mieszanka jednej i drugiej smakuje wcale apetycznie dla Rozumu... ) To tylko interpretacje! Film to dzieło sztuki, ma działać na ludzką wrażliwość, a nie logikę. Kompletnie złe podejście - szukanie jedynego wyjaśnienia, zamiast zasmakować w nieokreśloności. Fakt, że można w ogóle wysnuć dwie tak różne interpretacje świadczy o genialności tego filmu. Ech, racjonaliści, stoicie po złej stronie, gdy przychodzi mówić o filmach :) Choćby konstrukcja fabuły była sto razy bardziej przewrotna i niejednoznaczna, to nie pobije doniosłością doskonałego aktorstwa i naprawdę poruszających scen. Moim skromnym zdaniem, howgh.