Twórca oryginału tworzy tu remake własnego dzieła, by biedni amerykanie nie musieli się męczyć z czarnobiałym, francuskojęzycznym filmem. Moim zadaniem niepotrzebnie, bo z dusznej i surowej atmosfery pierwotnej wersji pozostało niewiele. Dostajemy za to wiele dopowiedzeń, bardziej rozwiniętą historię bohaterów, oraz gwiazdorską obsadę. Ten efekt niestety sprawił że samego emocjonującego turnieju jest tu niewiele, a napięcie zastąpiła gadanina. Szkoda, bo miałem Babluani za osobę, która raczej nie sprofanuje własnego filmu, a jedynie zagęści atmosferę. Tymczasem tutaj wstęp jest za długi, zakończenie wydaje się nietrafione (mimo że nie zostało zmienione), a grający na jedną minę Jason Statham oraz naśladujący brata reżysera Sam Riley jakoś nie zachwycają na ekranie. O 50 Centcie już nawet nie wspominam. Można sobie odpuścić ten film, choć jakoś mega tragicznie nie jest.