Gdy patrzyłem na Qinglonga z tą jego skrzynką i kucykiem, to przypomniał mi się "Desperado".
Samo "Jin yi wei" jeśli chodzi o mnie mieści się gdzieś w środku stawki takich filmów. Nie wywarł na mnie jakiegoś olbrzymiego wrażenia, ale też nie można powiedzieć, żebym się zawiódł.