PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=863}

1900: Człowiek legenda

La leggenda del pianista sull'oceano
7,9 29 680
ocen
7,9 10 1 29680
6,8 10
ocen krytyków
1900: Człowiek legenda
powrót do forum filmu 1900: Człowiek legenda

Film Tornatore przemyka przez nasze ekrany niemal niepostrzeżenie, dystrybucja jest wąska i trudno go gdzieś upolować. Mimo to -a może właśnie dlatego- kiedy już się uda, przyjemność jest ogromna. Przyjemność obcowania z dziełem poetyckim, bardzo osobistym, a przy tym - w jakimś sensie elitarnym. Wprawdzie utalentowany Włoch nakręcił swój film po angielsku, ale nie wierzę, by miał być to zabieg komercyjny. Chodziło chyba o narodowość gwiazdy filmu: Brytyjczyka Tima Rotha. Bo poza stroną językową film jest zupełnym zaprzeczeniem kina hollywoodzkiego, czuje się to od pierwszych scen przedstawiających statek z emigrantami wpływający do amerykańskiego portu. Czy Amerykanie pokusiliby się o tak wyraźnie operową stylizację? Wydaje się, że ich perfekcjonizm nie zniósłby Statuy Wolności jako kartonowej niemal reprodukcji (no i teatralnego zachwytu ludzkich mas na statku).
Polski tytuł sugeruje w pewien sposób autentyczność głównego bohatera, co niszczy finezję tytułu angielskiego: "Legenda o 1900". Albowiem prawdopodobieństwo wydarzeń pozbawione jest tu najmniejszego znaczenia, chodzi raczej o mit wykreowany przez Artystę od początku do końca. Nie ma tu miejsca (i nie miało być) na udawanie prawdziwości i maszynerię uwiarygodniającą losy bohatera, bo właśnie od dosłowności Tornatore ucieka.
1900 to imię głównego bohatera, podrzutka odnalezionego na wielkim statku pasażerskim kursującym między Europą a Stanami Zjednoczonymi na przełomie stuleci. Chłopiec został przygarnięty przez palaczy ze wspomnianego statku, i nazwany cyfrą właśnie na cześć "pierwszego roku nowego wieku" (jak widać - także sto lat temu aktywna była jedyna prawdziwa "pluskwa zmiany daty", każąca utożsamiać ostatni rok starego stulecia z pierwszym rokiem nowego). Wychowywał się na pokładzie statku, całkowicie pozbawiony kontaktu z lądem. Z lądem - i z wszystkim, co z lądem się wiąże (praca, matka, miłość). Tą alienację w jakimś sensie przerywa nagłe objawienie się szczególnych zdolności gry na fortepianie. Mały 1900 po prostu siada do instrumentu - i gra. I to jak! Po 20 latach jest już na stałym etacie okrętowego koncertmistrza i to właśnie wtedy poznaje Maxa, trębacza, który także zacznie pracować na statku...
Max jest narratorem filmu, snuje on swoją opowieść z czasowego dystansu - czy to w rozmowie z osobami trzecimi, czy to jedynie w monologu wewnętrznym. Wspomnienia pobudzane są od pewnego momentu przez żywy kontakt z okrętem - ruiną. Ma zostać wysadzony w powietrze. Max wierzy jednak, że w zakamarkach konstrukcji kryje się gdzieś 1900. Przyjaciel pragnie go ocalić przed śmiercią w trakcie wybuchu.
Sposób, w jaki Tornatore opowiada nam tę historię lekceważy rzeczowość opisu, na rzecz czystej reżyserskiej fantazji. Wszystko w tym filmie jest w jakiś sposób magiczne, teatralne, operowe. Niektóre sceny stanowią wręcz pełnoprawne surrealistyczne etiudy, jak ta, gdy 1900 podczas burzy zwalnia hamulce fortepianu i pozwala mu jeździć po całej sali balowej (nie tracąc nad nim kontroli). Inne mają charakter impresjonistycznych z ducha wstawek (balowy tłum zniekształcony w szybie), bądź zamierzenie sztucznych, atelierowych inscenizacji. Nad całością unosi się aura swoistej kreacji totalnej, w której świat poddany jest jedynie wyobraźni twórcy, z podziwu godną bezkompromisowością tworzącego prywatną i wyłącznie swoją wizję. Raz zdumiewającą, raz nużącą, ale zawsze wierną zamierzeniu. Jest w tym wszystkim coś porywającego, Tornatore zaprasza nas niejako do gry w której udostępnia nam najbardziej własne rejony swej twórczej wyobraźni. Taka gra może się wydać niebezpieczna o tyle, że grozi zatraceniem dystansu do dzieła. To prawda, ale -z drugiej strony- jeżeli nie weźmiemy w niej udziału, nie będziemy w stanie pojąć idei, która ten film zrodziła. A idea polega przede wszystkim na tym, by ukazać całe piękno tkwiące w opowieści, w samym akcie opowiadania, zmyślania historii. Zabawne: trochę jak w "Pokojówce z TITANICA" Bigasa Luny, powracamy zatem w rejony choć trochę "morskie".
To, na ile zatopimy się w przedstawieniu kreowanym przez Tornatore, nie ma jednak wpływu na nasz refleks. W pewnym momencie każdy stwierdzi, że przeciąganie wizualnych (i muzycznych) fajerwerków grozi zawieszeniem filmu w myślowej próżni. Innymi słowy: potrzeba konfliktu, wewnętrznego bądź zewnętrznego. I taki konflikt rzeczywiście się pojawia. Dotyczy wahań 1900, czy powinien zejść na ląd, czy raczej do końca życia zaszyć się na statku. Z jednej strony bezpieczny azyl dający możliwość tworzenia. Z drugiej - możliwość życiowej stabilizacji. Co 1900 wybierze? Nie byłoby wielką złośliwością z mojej strony zdradzić tu zakończenie, bo przyznać trzeba, że cokolwiek bohater by wybrał - konsekwencje dramaturgiczne byłyby podobne. Melancholijnie heroiczne pozostanie na statku, czy pełne obaw (ale i nadziei) wyjście na ląd? Oba warianty są dobre, bo obydwa są przetworzeniem pewnych kulturowych czy mitologicznych wzorców - a zatem wpisują się w kompozycję. Może się to podobać lub nie, ale emocjonalny odbiór filmu rekompensuje takie wątpliwości. Eklektyzm, szeroka paleta barw budujących kadry, bogactwo konwencji (włącznie z groteską i slap-stickiem), są tym, co zachwyca i pozwala się prześlizgnąć nad mankamentami. Liczy się siła kreacji - w tym sensie Tornatore kojarzy się trochę z innym współczesnym wizjonerem: Timem Burtonem, ale jest od niego bardziej dobroduszny.
Jest w "1900..." scena, w której Max, ze śmiesznym przenośnym gramofonem, przemierza wrak statku odtwarzając z płyty koncert przyjaciela. Ma nadzieję, że to wywabi go z ukrycia. Widok otyłego, zabawnie stąpającego Maxa, taszczącego wspomniany aparat, wiernie poszukującego tego, co mu bliskie... cóż... bardzo kojarzył mi się z postawą Tornatore. Obaj bowiem szukają - wszędzie gdzie się da. Wierni sobie, pewni celu. I tak jak Max szuka i w kotłowni, i w kuchni, i w sali balowej, tak włoski reżyser przemierza najróżniejsze rejony swojej wyobraźni. Wyobraźni, która potrafiła zrodzić filmy tak fabularne tak różne (a przecież w swej pasji podobne!) jak "Kino PARADISO", "Czysta formalność", czy -ostatnio- "1900:Człowiek Legenda". Oby szukał dalej - z korzyścią dla siebie i dla nas.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones