PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=816980}

1917

2019
7,7 93 tys. ocen
7,7 10 1 92752
7,4 75 krytyków
1917
powrót do forum filmu 1917

Jeszcze przed pójściem na "1917" słyszałem, iż reżyser Sam Mendes zaplanował go sobie jako film z jednym ujęciem. Czyli trick znany z filmu "Birdman" reżysera Alejandro González Iñárritu. Zresztą, wprawkę do tego można dostrzec także w bondowskim "SPECTRE" reżysera Mendesa, gdzie w początkowej partii teasera dziejącego się w trakcie meksykańskiego Día de Muertos także mamy jedno długie ujęcie. Oczywiście, tak naprawdę ujęć w "1917" jest więcej, lecz miejsca ich łączenia są zgrabnie zamaskowane i widzowi istotnie może się wydawać, że kamera nie odstępuje głównych postaci ani na moment, że przebywa wraz z nimi całą długą i niebezpieczną drogę. Z góry byłem do tego pomysłu nastawiony negatywnie albowiem zdało mi się, iż będzie to jeno pokaz reżyserskiej maestrii gwoli samej maestrii. Gdy kamera przez wiele minut podąża za żołnierzami wzdłuż bardzo długiego okopu i w odpowiedniej chwili mają im przeciąć drogę inni żołnierze z noszami, w innej chwili ma wyskoczyć szczur, w jeszcze innej ma nastąpić wybuch - to z pewnością wymagało to bardzo długich prób z udziałem reżysera, operatora, aktorów, statystów i specjalistów od efektów. Od strony logistycznej - niełatwe. Chyba trudniejsze, niż przygotowanie sztuki w teatrze, gdzie co prawda też nie ma cięć montażowych, ale jednocześnie widownia toleruje wysoki poziom umowności. W kinie spodziewamy się, iż wszystko będzie wyglądało stuprocentowo realistycznie. I pewnie także z uwagi na te długie próby - do ról młodych żołnierzy Mendes zaangażował aktorów mało opatrzonych. Gwiazdorzy kina brytyjskiego jak Colin Firth, Mark Strong czy Benedict Cumberbatch mają znacznie mniej do pogrania. Na szczęście, nie było wcale tak źle, jak się obawiałem. Reżysersko-operatorskie popisy nie przysłaniają treści filmu. Od początku film wciąga. Kamera biegnąca za ludźmi albo ich wyprzedająca by ująć ich od przodu - nie irytuje.
Przesłanie o ogólnym okrucieństwie wojny w okopach oraz o wojennym brudzie - chyba już dobrze znamy. Mimo to w niektórych scenach reżyser skutecznie mną potrząsnął. Niespodziewany wybuch omal zabijający bohaterów również dla mnie był niespodziewany. Gdy zaś żołnierze niemal nadludzkim wysiłkiem pchają ciężarówkę by wydostała się z błotnej pułapki - spontanicznie nabrałem powietrza i "pchałem wraz z nimi". Słowem: parokrotnie wczuwałem się i traciłem należny dystans do treści filmu. Gdy misja żołnierza zbliżała się do końca, razem z nim czułem się zmęczony i trochę już mi było obojętne czy rozkaz zostanie wykonany czy nie. Ale gdy się okazało, że wciąż jest szansa na uratowanie istnień, moje zainteresowanie akcją znów wzrosło. Tym bardziej, iż wcześniej scenarzysta rozrzucił podejrzenia, iż nawet jeśli list od generała dotrze do pułkownika to pułkownik może się okazać fanatycznym zwolennikiem walki do ostatniego swojego żołnierza. Zatem wynik misji pozostawał nieodgadniony do samego końca. Przewrotek scenariuszowych jest zresztą więcej, poczynając od tej wynikającej z faktu, iż na początku bohaterów mamy dwóch. Widz może mieć przekonanie, iż jeśli w trakcie marszu któryś z nich zginie, to . . . akurat nie ten, który naprawdę ginie.
Odrobinę zdziwiła mnie nuta dumnej brytyjskości i antyniemieckiego nastawienia. Brytyjczycy - tak to chyba wynikało ze wspomnień dziadka reżysera na których pono oparto scenariusz - są obowiązkowi, szlachetni i koleżeńscy. Także konającemu wrogowi gotowi są podać wodę i nieśpieszno im zabijać z bliska; w naiwności swojej zatkają usta "Hunowi" mniemając, że ten, wdzięczny za darowanie życia, nie będzie próbował ostrzec kolegów. Gdy na żołnierskiej drodze pojawi się francuska kobieta z małym dzieckiem - Anglik sprezentuje jej mleko, którego wcześniej przypadkiem nabrał do manierki. Dla odmiany Niemcy są całkowicie źli. W opuszczonych kwaterach zastawiają pułapki, gotowi są dźgnąć nożem Anglika próbującego przynieść ulgę. No cóż, akcja toczy się w aprilisie roku 1917. Poczucie braterstwa losu w stosunku do wrogów, które objawiło się choćby w spontanicznym zawieszeniu broni na Boże Narodzenie 1914 - odeszło już dawno w przeszłość.
Na zakończenie przewrotnie oświadczę, iż samo odsłuchanie pieśni "Wayfaring Stranger", pięknie wykonanej a capella w jednej z końcowych scen - warte jest ceny biletu. Ogólnie polecam.

PS Pomimo mojej pozytywnej opinii, kiedy film stanie się dostępny na Blu-ray - jednak nie będę go próbował kupić i postawić na półce. "1917" jest zdecydowanie wart zobaczenia. Ale serwowanie sobie powtórek w kinie domowym to już byłaby przesada.