Naprawdę nie wiem co napisać. Od strony technicznej film jest świetny. Genialny (jak zwykle) Edward Norton, tak samo partnerujący mu Philip Seymour Hoffman i Barry Pepper, świetna muzyka i wspaniały klimat. Ale tak naprawdę to, o czym jest ten film?? Czy o tej nieistniejącej, wręcz mistycznej 25-tej godzinie która pozwoliła by zmienić siebie, świat, życie? Godzinie której nikt nigdy niedoświadczy. Chociaż nie. Monty miał swoją 25-tą godzinę. Dał mu ją ojciec w końcowych minutach filmu, ale czy to go uspokoi?? Wątpię. Tę dodatkową godzinę maja też jego kumple którzy są z nim, dzielą z nim te ostatnie chwile próbując w ten sposób zapomnieć o tym że w tym co się stało jest też trochę ich winy. A może ten film jest o NY i o tym jaki on się stał po 11.IX.01. To chyba tez po części prawda. Ten film jest wręcz naznaczony tą tragedią co szczególnie widać w 2 scenach. Pierwsza to monolog Montyego przed lustrem w którym stara się zwalić winę za to co się stało na NY i ludzi w nim mieszkających. Jednak słowa "Nie. Pieprzyć cię, Montgomery Brogan. Miałeś wszystko i zrezygnowałeś z tego, ty tępy pierdolcu!" mówią wszystko. Druga scena to rozmowa Jacoba i Franka na tle "strefy zero". Cóż naprawdę nie wiem co napisać.....