Wszystko co wymieniliście,ale nachodzi mnie ostatnio taka refleksja. Oglądam bardzo dużo filmów i chyba wiem dlaczego niektóre lubie a niektóre nie. Jest to niwątpliwie pochodna wszystkich pozytywów o których mówiliście - ciekawy scenariusz, dobra gra aktorska, brak holiłódszczyzny (w negatywnym sensie). A chodzi mi o to że dobre są te filmy, które gdy oglądamy nie wydają się filmami, tylko historiami, których rozwój tylko obserwujemy na ekranie. Gdy oglądając film czujemy że oglądamy właśnie FILM to coś jest nie tak. Może ameryki nie odkryłem ale wreszcie potrafię nazwać coś o czym długo myślałem
No i dzięki za wyjaśnienie znaczenia sceny przed lustrem...jedna z najlepszych w historii kina+ten monolog ojca na końcu który był obrazem straconych szans....
ZAJEBISTY FILM!!nic dodać nic ująć
masz cholerną racje stary,popieram cie w 100% co do twojego ostatniego zdania;tak film jest zajebisty,ale mój komentarz co do tego,że tylko dobre filmy są historiami będzie sie nieco kłócil z Twoim.Z całym szacunkiem kolego do Twoich subiektywnych spostrzeżeń(wszyscy mamy do nich prawo),ale mnie sie wydaje że każdy film opowiada jakąś historie,z tą różnicą że jedna historia jest dobra ze wszystkimi aspektami za nią przemawiającymi a inna jest poprostu słaba.Ale kim byśmy byli bez wyobrazni,bez obrazy,nie chce ci dopiec
ok nie podejmę rękawicy w sensie pojedynku, ale odpowiem na to co zostało napisane
Otóż ja zgadzam się z Tobą w 100% że każdy film opowiada jakąś historię, tylko moje spostrzeżenie opiera się na tym, że gdy czuję jakbym oglądał to co się naprawdę działo (nawet jeśli jest to film sci-fi), jak gdyby film powstał w taki sposób, że kamerzysta z włączonym sprzętem chodził za bohaterami , to wtedy jest to dobry FILM
Zły film w moim mniemaniu to po prostu coś wydaje się być czymś wyreżyserowanym
Można się ze mną zgadzać lub nie, ale tak to dla mnie wygląda