Nastawiłem się na ten film po ciekawych zapowiedziach dotyczących fabuły i klimatu filmu. Miało
być ciekawie. Pierwsze sceny mnie nie rozczarowały, aczkolwiek fabuła i humor wydawał się
cokolwiek "ciężki", humorystyczne "gangsterskie" dialogi niby ciekawe, ale miałem wrażenie, że
"gdzieś już to było" i spożywam jakieś odgrzewane danie. Spowiedź T. Waitsa i sceny rodem z
"Piły XII" zaczęły mnie niepokoić, a śmierć żony Kieślowskiego, zupełnie głupia, niepotrzebna i
przekraczająca granice dobrego smaku jeżeli chodzi "jajczenie" z zabijania kompletnie zniechęciła
mnie do kontynuowania seansu. Mam dużą tolerancję do dziwnych pomysłów filmowców,
zaakceptowałem "Bękarty..." i uwielbiam "Porachunki". Nie wszystko chyba jednak można obrócić
w farsę...