PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=123510}

88 minut

88 Minutes
6,5 37 166
ocen
6,5 10 1 37166
4,7 6
ocen krytyków
88 minut
powrót do forum filmu 88 minut

PO PIERWSZE TO PROSZĘ TRAKTOWAĆ POPRZEDNI TEMAT MEGO AUTORSTWA JAKO NIEBYŁY!
NIE WIEM JAK GO CAŁKOWICIE USUNĄĆ, A EDYCJA NIE DAJE SIĘ ZAPISAĆ. :):)
Ten cytat z klasycznego już dzisiaj musical`u (dla tych co nie czają chodzi o "Kabaret") najlepiej określa powód dla którego wogóle powstał ten film!!!
TAK! Dobrze się domyślacie, że mam raczej niepochlebną opinię o omawianym tutaj obrazie.
Jestem w miarę na świerzo po projekcji "88 minut" w TVP1 i przyznam, że już po przeczytaniu samego opisu filmu w WP zapaliła mi się dioda ostrzegawcza, po przeczytanej jedynej jak dotąd recenzji w fimwebie zaczęła się już świecić 100-watowa żarówka, ale po obejrzeniu było jeszcze gorzej!

W zasadzie tak ogólnie to ten film jest dość znośny i nie powiem, że ogląda się go z przyjemnością, ale oczywiście jest klasą samą w sobie w porównaniu produkcjami a la Steven Segal, Dolph Lundgren czy, szczególnie wczesny Jean van "Cloude" lub tym podobne głupkowate "sensacyjne" produkcje. A jednak...

Może od początku:
Przez pierwsze jakieś 20 do 30 minut filmu mamy festiwal scenek, które żekomo mają nas wprowadzić w główny nurt historii o której opowiada dalszy ciąd materiału filmowego. Jednak ta introdukcja jest potraktowana w potwornie schematyczny i pobieżny sposób i nie wnosi w zasadzie nic do dalszej części filmu. Na dobrą sprawę cały film mógłby się obyć całkowicie bez tego kawałka bo tak jak on został przedstawiony to wystarczyło by żeby narrator na wstępie odczytał go z za kadru! :) Oczywiście nie mam tu na myśli, że to wprowadzenie do głównej akcji jest wogóle nie potrzebne temu utworowi, wręcz przeciwnie aby nie sprawiać wrażenia, że twórcy zupełnie nie przykładają się do swej pracy, zamiast 20~30 minut powinno ono trwać dwa razy tyle bo film dzięki temu byłby znacznie ciekawszy i zyskałby pewną głębię.
Następny etap "dzieła" zaczyna się po dziewięciu latach od wydarzeń przedstawionych we wprowadzeniu, jednak my całkowicie tego nie zauważamy (zasługa bylejakości wprowadzenia). Mimo, że teoretycznie upłynęło szmat czasu i wiele, wiele przez ten okres się powinno wydażyć to wszyscy nasi bochaterowie zachowują się tak jakby sytuacje przedstawione we wstępie wydarzyły się wczoraj, a dzisiaj mamy lekkiego kaca, ale tak generalnie to mamy brave new day. No cóż rok nie wyrok, a w tym przypadku 9 "roków".:)
Mnie osobiście to okropnie irytowało, że zarówno głowny bochater grany przez Pacino`a jak i cała policja właściwie w lot kojarzyli fakty i sytuacje tak jakby przez 9 lat niczym innym się nie zajmowali, wszystko jest dla nich proste i oczywiste. Ot takie ciągłe przebłyski intuicyjnego geniuszu.
Ponieważ moją intencją nie jest streszczanie akcji to w zasadzie już można by przejść do finału bo cały okres do końca filmu w zasadzie jest projekcją lepiej lup gorzej powszechnie znanych i wykorzystywanych motywów, a finał dość naiwny i nieprzekonujący.
Z pewnych szczegółowych słabości tego obrazu to dodatkowo osobiście mnie irytowało np. to, że nasz doktor Gramm (Al Pacino) będąc w zasadzie "patentowanym" cywilem, bo co najwyżej biegłym sądowym, ma atrybuty rasowego śledczego ze złotą odznaką policyjną - chce akta spraw policyjnych to dzwoni do sekretarki i ona raz dwa mu to załatwia, chce bilingów rozmów osadzonego 9 lat wcześniej "domniemanego" mordercy i gwałciciela to samo, chce dossier wszystkich adwokatów tegoż przestępcy - pstryk palcami i ma.
Zwróćmy uwagę, że Gramm jest zaledwie profesorem psychologii na bliżej nie określonej uczelni i jak już wspomniałem od przypadku do przypadku przygotowuje analizy behavioralne zachowań przeróżnych popaprańców lub świadczy tym podobne usługi dla miejscowej policji, ale samo to nie daje mu zadnych przywilejów. Co prawda ma jednego "znajomego" detektywa jednak jak uzyskuje dostęp do powyższych danych nie jest w żaden sposób w filmie uwierzytelniony, a nawet wogóle nie pokazany (no, ma genialną sekretarkę).
Nie sądzę aby przepisy prawne w USA i w Polsce na tyle bardzo się różniły aby tam "człowiek z ulicy" miał pełny i niczym nie obwarowany dostęp do tego typu danych. W Polsce na ujawnienie bilingów rozmów telefonicznych osobom trzecim wymagany jest nakaz sadowy o który występuje prokurator.
W filmie ginie kilka osób w sposób w jaki rzekomo popełnił zbrodnię mężczyzna, którego wyrok śmierci przypieczętowała ekspertyza Gramm'a, a który sam konsekwentnie utrzymuje, że jest niewinny. Zbliża się termin egzekucji i te zbrodnie mają udowodnić, iż to nie skazany popełnił również te, za które został skazany. Jednak jak się okazuje w finale popełniała je młoda adwokat osadzonego, która jednocześnie jest studentką Gramm`a. W realu Lele Sobiesky. Jest wielce mało wiarygodne aby osoba o jej posturze mogła ich dokonać, a w szczególności podwieszać zwłoki pod sufitami za nogi. Zresztą w finale widać, że ledwo sobie radzi z utrzymaniem liny więc w jaki sposób wogóle udało jej się przerzucić i podciągnąć na linie jescze żywą panią dziekan?
Podobnych mało wiarygodnych szczegułów i sytuacyjek jest znacznie więcej lecz nie bedę już ich tu przytaczał.
Ogólnie cały film daje się oglądać, ale akcja ani nie zaskakuje nagłymi zwrotami, ani nie wciąga na tyle aby móc się utożsamić z bochaterami, ani nie wywołuje przesadnego wzrostu napięcia (jeśli wogóle jakiś wzrost wywołuje). Może nie należało by powiedzieć, że jest nudna, ale jak dla mnie mało interesująca, a przede wszystkim potwornie powierzchowna w wielu momentach. Po prostu prześlizguje się po kolejnych scenach ani zbytnio nie martwiąc się o ich wiarygodność ani przede wszystkim o zainteresowanie widza. :)

Osobna sprawa to obsada filmu. Myślę, że wielu z webskich nie wyciąga większych wniosków z jej składu na temat całego "dzieła". Jednak jest to dla mnie wyraźnie widoczne, że sądząc po nazwiskach aktorów zaangażowanych do tego filmu mamy doczynienia z produktem, który nosi logo znanej i uznanej marki jednak jak głębiej zajrzeć w nogawkę to znajdziemy metkę "made in PRC" (albo "made in China"). Zresztą podobną opinię wyrażono w recenzji tego filmu. Otóż mamy cały wianuszek całkowicie nie znanych nam osób, gdzie nie gdzie poprzetykany aktorami co najwyżej drugiego sortu (William Forsythe, LeeLee Sobiesky czy Deborah Kara Unger i tak w tym gronie najbardziej utytułowana w mojej opini) i dla uwiarygodnienia całości szukamy jakiegoś celebryty najlepiej takiego co jest "potrzeboski". Jak widać trafiło na Ala Pacino. I jeśli chodzi o obsadę to mamy gotowy przepis na ukręcenie z "gówna bata". :)
W odróżnieniu od niektórych nie widzę w tym filmie Al Pacina jako pomyłki czy jakiejś fatalnej pomyłki z jego strony. Moim zdaniem aktor miał bardzo konkretne i przyziemne powody (no bo chyba nikt nie myśli, że wdał się w ten projekt bez znajomości scenariusza), po prostu lepiej jest grać w słabym filmie niż nie grać wogóle! Tym bardziej, że im większy celebryta tym wieksze ma potrzeby i tym słabiej trzymają się takiego pieniążki. Innego wytłumaczenia nie znajduję.
Poza tym mam osobne zdanie co do całokształtu twórczosci tego aktora i uważam, że jest co najmniej przereklamowany. W jego dorobku można znaleźć wiele słabych filmów, które dzięki umiejętnej reklamie wypromowano na szczyty popularności. (Choćby poczynając od "Scarface", który poza epatowaniem przemocą i okrócieństwem w zasadzie nie wiele ze sobą wnosi do dorobku światowego kina). Al Pacino generalnie we wszystkich filmach, a już na pewno od połowy lat 90-tych zawsze gra jedną i tę samą rolę bez znaczenia kogo by miała go dotyczyć - radzę się nad tym dogłębniej zastanowić, a przyznacie mi rację.

Generalne podsumowanie jest takie:
Film można oczywiście obejrzeć..., ale po co? I nie ratuje go nawet udział megagwiazdy za jakiego jest uważany Al Pacino. Już samo to do czegoś zobowiązuje, a nie do odbebnienia ramotki i zgarnięcia kaski. Bo własnie w tym celu powstał ten utwór, co przewrotnie dałem znać w tytule tematu. Film powstał za relatywnie małą kasę, dla kasy i ze względu na jej brak! I z żadnego innego.
Dałem 5/10 i z przerażeniem obserwuję jak ogólna nota dla tego filmu powolutku rośnie. :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones