Zczyna się intrygująco. Film stawia przed widzem prostą, mocną koncepcję: stary szpital ma zostać zburzony, a ktoś zakopał w nim wielką sumę pieniędzy. To przyciąga, pojawia się napięcie, wyścig z czasem, trzy strony konfliktu, każda z własnym motywem. Taka baza to całkiem niezła podstawa dla filmu akcji i kryminału.
Do plusów należy fakt, że film nie ciągnie się bezsensownie, przez większość czasu utrzymuje dość szybkie tempo, są sekwencje akcji, momenty napięcia, zwroty, które dają nadzieję na coś więcej. Sceny konfrontacji bywają przyjemnie brutalne i z sensem, a próby zaskoczenia widza, czasem działają.
Niestety „Castle Falls” cierpi przez to, co często boli kina tego typu, postacie są płaskie, a ich motywacje momentami mało przekonujące. To sprawia, że trudno naprawdę przejąć się losem kogokolwiek. Problemem bywa też nierówność w jakości scen: kiedy film stawia na akcję , jest okej, ale kiedy próbuje na dramat, wypada już słabiej. Emocjonalny ciężar nie dociera tam, gdzie mógłby najbardziej.
W efekcie, „Castle Falls” to produkcja, która potrafi zapewnić chwilę rozrywki dla fanów akcji, ale niezbyt często zapada w pamięć.