Babcia pojawia się nagle. Przechadza się po obozie, jak gdyby nigdy nic. Nie wiadomo skąd przychodzi, ani dokąd zmierza. Ale zmienia wszystko wokół. Zdumieni żołnierze wiodą za nią wzrokiem, a nawet idą - sami chyba do końca nie wiedzą dlaczego. Może przypomina im o domu, pozostawionej w nim matce, babci, cioci... Ci mężczyźni tęsknią. Chociaż "pachną jak dorośli", to są tak naprawdę dziećmi tęskniącymi za czułością, dobrocią, dzieciństwem, gdy bezkarnie można było zapleść babcine włosy w warkocz, przytulić, pogłaskać, pocałować, wziąć za rękę. Tymczasem zabawiają się okrutnie w wojenkę pozostawiając wokół zburzone domy, zniszczone rodziny i spustoszone serca. Kawałek po kawałku tracą coś bardzo cennego i ludzkiego - już nawet się nie myją, bo przecież i tak wciąż czołgają się w pyle ziemi jak robaki. Zjawienie się staruszki przypomina im o tym, co cenne. Wydobywa na wierzch ukrytą głęboko wrażliwość. Ta niepokorna, niezależna i silna ruska kobieta - pomimo zaawansowanego wieku - stoi po stronie życia. Ci młodzieńcy - po stronie śmierci.
Film Sokurowa sugeruje też, że na poziomie ideologicznym nie można dojść do porozumienia - "to wszystko nie jest takie proste". Ale na poziomie życia i zwyczajnych ludzkich odruchów - porozumienie, a nawet jedność są możliwe. Ale drogę do tego odnajdują kobiety. Babuszki doświadczone przez los, które posiadły głęboką, choć pewnie nawet nieuświadamianą przez nie do końca mądrość. I wtedy już nieważne, czy to Rosjanka, Czeczenka, czy... Japonka. Kobieta może pokazać drogę.