Nie przepadam, za filmami religijnymi klasy C, których jest sporo. Ale nie mogłem się powstrzymać, niezapomniany Chris o poranku z mojego najlepszego serialu Alaska w komplecie z Barrym kosmonautą, nie mogłem przejść obojętnie. Dlatego nie jestem w stanie ocenić tego filmu, ogromy sentyment do tych postaci przyćmił wszystko. Uświadomiłem sobie, że John zbliża się do sześćdziesiątki, a ja razem z nim:) a mam wrażenie, że Alaskę skończyłem oglądać wczoraj:)