Zastanawiałem się, czy wystawiać ocenę (film ma dużo fanów, więc nie chcę nikogo urażać), ale jednak wystawię.
Ocena nie jest od tak wyssana z palca.
Ten film ma słaby soundtrack, fabułę i grę aktorską.
Wyżej niż 2/10 niestety nie mogę dać.
Siedem "dóż" pod tymi względami lepsze?
PS. Założę się że zaraz zleci się maniek z poparciem twojego tematu.
Masz racje, w AB brakuje słabego aktorstwa (w szczególności Smitha), słabej muzyki oraz słabej fabuły. O czymś jeszcze zapomniałem?
Nie no. Mila jednak lepsza zdecydowanie. "Siedem Dusz" to sumie gniot moim zdaniem, ale ma świetny soundtrack zawierający jedną z moich ulubionych piosenek i pomysł był całkiem niezły, ale wykonanie słabe.
E tam zdecydowanie, dla mnie jedno i drugie to gnioty, oba wrzucam do worka z napisem "cebule". Dawno temu go oglądałem, ale pamiętam, że świetnie tam zagrał W.Harrelson.
No, szkoda że często się marnuje w takich gniotach.
Hmm, co masz na myśli że jest lepiej wykonana?
W sumie można się zgodzić. Jednak nie widzę sensu deliberować, który gniot jest jeszcze większym gniotem :)
Nie no, on chyba aż tak złej opinii o American Beauty nie ma? No chyba, że zmienił zdanie. W końcu dla niego "Titanic" kiedyś był gniotem, a teraz jest arcydziełem. A "Siedem " raz jest fenomenalnym thrillerem a raz średnim, którego nie można porównywać do "Milczenia Owiec". :D
To jest trollisko niezłe, czasem takie głupoty pisze że głowa mała :) Staraj się go ignorować.
AB to film uznany i nagrodzony ze wszystkich kierunków świata, jednak żeby podejść do niego w sposób właściwy - trzeba być człowiekiem dojrzałym (nie tylko w latach), ale emocjonalnie. Nie da się tu mieszać gatunków filmowych typu "transformers" a za chwilę właśnie AB... To jeden z najlepszych filmów w historii kina, ale trzeba do niego dojrzeć...
Nigdy nie przekonywały mnie argumenty w stylu "nie zrozumiałeś tego filmu", "do tego trzeba dojrzeć", które sprowadzają się do tego, że "wszyscy uważają go za arcydzieło, więc Ty też masz tak myśleć, a jak nie to jest coś z Tobą nie tak". U mnie film ma dziewiątkę i jest absolutnie fantastyczny wg mnie, ale nie będę nikogo przekonywać, że musi się komuś podobać. Zwłaszcza podając uznanie na świecie... Pieprzyć uznanie, grunt to indywidualna ocena. No chyba że ktoś opiera swoje oceny na ogólnym odbiorze filmu przez krytyków itp. Wg mnie nie ma się co kogo czepiać, jeśli film się nie podoba. Nie każdy lubi takie filmy, zwalać można to na wiele czynników, ale ja osobiście nie widzę w tym sensu. Gust gustem i tyle.
No, 2/10 to przesada i to spora. :P Niemniej fakt, że film, który z 10 lat temu, kiedy go pierwszy raz obejrzałem, wydał mi się objawieniem, po ponownym seansie kilka miesięcy temu mocno mnie rozczarował. Są w nim sceny mocno trywialne, jak to wpatrywanie się w ekran, na którym lata jakiś kawałek papieru i towarzyszące temu gadki-szmatki, które mają brzmieć "głęboko", a są utrzymane w stylu mądrości Coelho. W ogóle cały film trochę za bardzo "ślizga" się po powierzchni problemów, o których próbuje opowiadać. Nie próbując nawet wejść "głebiej". No, chyba, że za taką próbę uznamy wizualizację erotycznych marzeń głównego bohatera.
Amerykanie uważają nagrodzenie "American Beauty" Oscarami za jedną z najgorszych decyzji Akademii. I to jest mocną przesadą, bo to film mimo wszystko dość dobry - zwłaszcza dzięki aktorom, ale arcydzieło to nie jest, a Alan Ball w "Sześciu stopach pod ziemią" udowodnił, że stać go na więcej. :)
"Są w nim sceny mocno trywialne, jak to wpatrywanie się w ekran, na którym lata jakiś kawałek papieru i towarzyszące temu gadki-szmatki, które mają brzmieć "głęboko", a są utrzymane w stylu mądrości Coelho"
Chyba zbyt dosłownie zrozumiałeś tę scenę, to była raczej metafora. Te gadki-szmatki nie były może głębokie, ale zawiera się z nich bardziej rozległa myśl. O tym że często nie doceniamy, tego co nas otacza, takie szczegóły często decydują o naszym życiu, wprowadzają nas w stan euforii, radości, jednak my tego nie widzimy. Ta cała torebka była symboliczna (choć niektórzy, bardziej wrażliwi ludzie mogą ją odczytywać dosłownie), bo każdy odnajduje szczęście (lub tytułowe piękno) w czym innym. Dla niektórych to jest pocałunek bliskiej osoby, dla kogoś uśmiech dziecka, jeszcze dla kogoś spotkanie przy piwku etc. Nigdy nie wiesz czy dożyjesz 100 lat, czy zazdrosny koleś nie da ci wcześniej kulki w łeb.
To wszystko można podsumować to można niejako sentencją "carpe diem".
"W ogóle cały film trochę za bardzo "ślizga" się po powierzchni problemów, o których próbuje opowiadać. Nie próbując nawet wejść "głebiej". No, chyba, że za taką próbę uznamy wizualizację erotycznych marzeń głównego bohatera."
Ta, w szczególności to napiętnowanie obłudy i hipokryzji, pokazane na kilku podłożach (udawane małżeństwo, kryptogejstwo sąsiada, dziewictwo uczennicy etc.). Polecam zastosować się do sloganu producentów "look closer...".
"Amerykanie uważają nagrodzenie "American Beauty" Oscarami za jedną z najgorszych decyzji Akademii."
Jakoś mnie to nie dziwi, skoro film jest tak bardzo antyamerykański i antypatetyczny. Hamerykanie lubują się w bajeczkach jak Forrest czy Gladiator, a niewygodne filmy spychają na dalszy plan.
Wiem, że to była metafora, ale sęk w tym, że tania. :)
Pokazanie "udawanego małżeństwa", jak to nazwałeś, to też nic szczególnie zaskakującego, a już z pewnością nic, co robiłoby z pierwszego lepszego filmu arcydzieło. Powiedziałbym, że raczej normą we współczesnym kinie jest ujawnianie obłudy kryjącej się za wieloma formami życia społecznego - i wiele filmów robi to lepiej i trafniej od filmu Mendesa. Podobnie jest z poruszaniem kwestii seksualności młodzieży. "Kryptogejostwo sąsiada" wyszło jeszcze chyba najlepiej, ale w gruncie rzeczy to, jak je przedstawiono w "AB" sprowadza się do czegoś takiego: homofob jest homofobem, bo się boi swojej seksualności. Wiadomo to nie od dziś - i "AB" nie dodaje do tej kwestii niczego nowego. :)
Proponuję, żebyś sięgnął po jakieś naprawdę wybitne produkcje, niekoniecznie z USA - a może wzrok Ci się wyostrzy i zaczniesz odróżniać filmy wielkie od słabszych. :) Czego Ci życzę. Kwestia wprawy...
"Wiem, że to była metafora, ale sęk w tym, że tania. :)"
E tam, widziałem dużo gorsze.
"Pokazanie "udawanego małżeństwa", jak to nazwałeś, to też nic szczególnie zaskakującego, a już z pewnością nic, co robiłoby z pierwszego lepszego filmu arcydzieło. Powiedziałbym, że raczej normą we współczesnym kinie jest ujawnianie obłudy kryjącej się za wieloma formami życia społecznego - i wiele filmów robi to lepiej i trafniej od filmu Mendesa. Podobnie jest z poruszaniem kwestii seksualności młodzieży."
Tyle że większość tych filmów dotyka prawie wyłącznie jednego z tych problemów (dzięki czemu można się bardziej na nim skupić i lepiej go rozwinąć). AB kilku (jak nie kilkunastu) na raz. Rozpoczyna jakby każdy watek i daje na potem duże pole do myślenia czy zastanowienia. Poza tym nakłania nas do zmiany tryby życia (przeciwko fałszowi i obłudzie) i docenianiu go (o czym wyżej pisałem).
""Kryptogejostwo sąsiada" wyszło jeszcze chyba najlepiej, ale w gruncie rzeczy to, jak je przedstawiono w "AB" sprowadza się do czegoś takiego: homofob jest homofobem, bo się boi swojej seksualności. Wiadomo to nie od dziś - i "AB" nie dodaje do tej kwestii niczego nowego. :)"
Nie do końca się z tym zgodzę. Polecam przeczytać post usera abjovi, który bardzo dobrze prawi, a nie chcę sobie przypisywać jego wypowiedzi:
http://www.filmweb.pl/film/American+Beauty-1999-836/discussion/Film+mo%C5%BCe+ni e%C5%BAle+przenicowa%C4%87+my%C5%9Blenie,1677058#post_7905519
"Proponuję, żebyś sięgnął po jakieś naprawdę wybitne produkcje, niekoniecznie z USA - a może wzrok Ci się wyostrzy i zaczniesz odróżniać filmy wielkie od słabszych. :) Czego Ci życzę. Kwestia wprawy..."
Wiadomo że w Europie czy Azji robią filmy lepsze. Ale nie zmienia to faktu że jak na Hamerykańskie standardy film jest w czołówce, w swoim gatunku. Tym bardziej że jak wyżej pisałem jest antyamerykański i pozbawiony patosu. Z pewnością bliżej mu do naszego kontynentu niż do Jułesej.
Film jest wybitny, bo jeszcze żaden nie miał dla mnie takiego odzwierciedlenia w rzeczywistości jak AB. Jeszcze dodam że jest przy tym bardzo zabawny, a ciężko o dobry humor we współczesnym kinie.
PS. Mógłbym wiedzieć jaką ocenę mu wystawiłeś? I mógłbyś podać filmy Twoim zdaniem lepsze gatunkowo (tj. dramat obyczajowy), to chętnie sobie zobaczę.