A może po prostu nie w ten nastrój Ci trafił? Może oczekiwałaś czegoś innego na ten nastrój? ;) Wiesz, to jak z muzyką czy jedzeniem, raz masz apetyt na rocka, raz na techno ;)

Zachęcam Cię mimo wszystko do spróbowania jeszcze kiedyś. Może jak Ci się wstrzeli w nastrój, to nie będziesz tego filmu rozkładać na części (bo ten film szczególnie wymaga skupienia na każdej scenie i potraktowania go spójnie). I wtedy może też bardziej docenisz?

to nie jest tak ze film to totalne dno, jakiś swój urok na pewno ma jednak mnie nie przekonał, pare scen przykuło bardziej moją uwagę jednak pomiędzy tymi scenami bylo wiele innych i jako całośc film jest DLA MNIE przecietny
każdy ma swój gust, ktoś uważa ten film za arcydzieło - ja za arcydzielo uważam inny i można tak wymieniac argumenty w nieskonczonosc i kłocić sie ktory film lepszy i dlaczego
po prostu american beauty nie jest dla mnie, tyle :D

Wszystko zależy od tego, jak mocno się utożsamiamy ze swoimi gustami, dla mnie nie są one kwestią honoru. Dyskutować można o wszystkim, bo moim zdaniem nigdy nic nie jest TYLKO kwestią gustu ;)

Takie rozmowy są ciekawe, rozmówcy argumentują, podszczypują się trochę, wymieniają się punktami widzenia. Niestety, dzisiaj rządzi cholerny postmodernizm, dzięki któremu każdy chroni swoją opinię i gust jak świętość, więc każdy argument bywa odbierany jak atak.

Nie mówię, że tak jest w Twoim przypadku, może tak, może nie - może po prostu nie masz ochoty na dyskusję o filmie. Ja podzielam ten brak ochoty w tym momencie :D