Po obejrzeniu czuje lekki niedosyt, mam wrażenie, że wszystko skończyło się tak ,,na odczepnego''
tak jakby komuś kończył się czas i wymyślił byle co- od niechcenia. Wydaje mi się, że miałam zbyt
wysokie oczekiwania co do tego filmu i za wszelką cenę szukałam jakichś znaków żeby myśleć, że
będzie równie dobry co Obecność. No cóż, jestem trochę rozczarowana, daje 6 za klimat, muzykę,
parę dobrych akcji, ale poza tym ... momentami film nawet się ciągnął i zauważyłam, że reżyser dość
często ,,oszukiwał''widza ;) Kiedy już szykowało się na jakąś akcję, nie zdarzyło się nic-moim
zdaniem czasami to jest dobre, byleby nie przesadzać, tu było tego o 2 sytuacje za dużo ;)
Podsumowując: niezły, ale nie wnosi nic nowego , Obecności nie dorównuje i nie nastawiajcie się
na coś super-strasznego tylko dlatego że pojawia się tam nazwisko James Wan ;)
Mam bardzo podobne refleksje i również przyznam, że miałem dość wygórowane oczekiwania co do tej produkcji. Spełniły się one mniej więcej w połowie. Przyznam, było parę mocnych scen, znakomity podkład dźwiękowy i kilka ciekawych wątków (np: rysunki, sekta), ten ostatni nie został należycie rozwinięty. Ale po połowie, miałem wrażenie, że film się dłuży. Po 40 minutach, nie wydarzyło się nic szczególnie wstrząsającego, dopiero druga połowa nam to odrobinę zrekompensowała. Scenografia także nie miała w sobie tego ducha, którym była obdarzona ,,obecność''. W pierwszej części mieliśmy obskurną, kolonialną posiadłość, umieszczoną na pustkowiu i to dawało uczucie wyobcowania. Tam cały teren był negatywnie nastawiony przeciw bohaterom. Tutaj mieliśmy mieszkanko w bloku i starą piwnicę. Jednak najbardziej mnie rozczarowała końcówka. Nie będę już jej streszczać, ale mnie zawiodła swoją głupotą.