Przyjęło się, że tytuły filmów znakuje się poprzedzającym je nazwiskiem reżysera, który zareklamuje nic nie mówiący nikomu tytuł. Ale kim właściwie jest Mel Gibson, żeby jego nazwisko jako reżysera firmowało nowy film? Nakręcił "Pasję"! I już wszystko wiadomo! Podstęp, który odczuwałem, niestety się sprawdził, chociaż do końca liczyłem na to, że tak się nie stanie, bowiem film porusza okropnie interesujący wątek cywilizacji śmierci. Majowie i Aztekowie mają sporo wspólnego z Imperium Rzymskim oraz Trzecią Rzeszą, ale przede wszystkim jest to przenośnia na naszą współczesną cywilizację podzieloną przez Jana Pawła II na cywilizację życia i cywilizację śmierci. Już na zwiastunie widać, że film będzie interesujący. Jednak to, czego nie widać dobrze na ekranie monitora, rzuca się w oczy w samym kinie.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to okropna jakość zdjęć, bowiem Gibson, który tanim kosztem zdobył fortunę dla swojej wytwórni wydał ją chyba na słynne sprawy sądowe albo na drogi alkohol, bo postanowił nakręcić "Apocalypto" kamerą cyfrową! Dotychczas dwa kinowe filmy, czyli "Zakładnik" oraz "Miami Vice" pokazały, że jeszcze nie nadeszła epoka kamery cyfrowej w Hollywood, ale Gibson widocznie ma to gdzieś. Oszczędza nie tylko na kamerze, ale także na ubogiej scenografii (chociaż zakłamany zwiastun pokazuje coś innego!) oraz samej akcji, której w filmie jest niewiele. Naprawdę mamy już XXI wiek i w kinie można stworzyć prawdziwy i efektowny obraz Azteckich piramid i całej okolicy, a nie pokazać tylko niewielki skrawek budynku.
Pozostają plusy takie jak kontynuowanie pomysłu z oryginalną mową postaci (język Indian) oraz świetną, bo wiarygodną charakteryzacją. Szkoda, że zamiast drogich efektów komputerowych przy scenach ze zwierzętami, postanowiono tworzyć jakieś maskotki, bo sala reaguje śmiechem na takie rzeczy. Zresztą filmowcy od lat mają z tym problem, trudno stworzyć na ekranie sztucznego zwierzaka, który nie wyglądałby jak tania maskotka. O ile krwistość w poprzednim filmie Mela Gibsona to był faktycznie przerost formy nad treścią, o tyle tutaj choć film jest bardzo brutalny, nie zobaczymy prawdziwej rzezi, jaką czyniły cywilizacje Azteków i Majów. Jednak są momenty, w których kupiony przez widza popcorn znajdzie się prawdopodobnie z powrotem w torbie, razem z drugim śniadaniem, a może i wczorajszym obiadem. Składanie ludzi w ofierze bogom nie wygląda na taśmie filmowej zbyt apetycznie.
Trudno pisać źle o filmie, na który czekałem z niecierpliwością prawie rok, ale naprawdę czuję się oszukany, bo jak widać pan reżyser uważa, że inwestycja we własne produkcje to strata pieniędzy, kiedy film i tak zarobi swoje, nawet jeśli się go nie dopracuje. Miała być opowieść o upadku cywilizacji, pokazująca życie ludzi w tamtym brutalnym świecie, a wyszła tylko surowa w formie i treści opowiastka o chęci przetrwania, nie wyjaśniająca nawet bezsensownej przemocy, gorszej niż słynny holokaust. Przemocy i okrucieństwa, które miało być nauczką dla nas wszystkich, a pozostało w filmie tylko kolejnym szokującym obrazem.