Obejrzałem ten film na DVD. Ciężko oderwać się od fotela - bo kamera chodzi jak trzeba, półnagie Indianki z lianami zamiast majtek podnoszą adrenalinę (zwłaszcza gdy są gwałcone ;), aktorzy grają urokliwie, malowniczość świetnie fotografowana często zachwyca itd.
Poza tym łopatologia, typowa dla Gibsona. Dla mnie ten film nie jest aż tak chamsko prymitywny jak "Pasja" (o gustach się nie dyskutuje, kiedy reżyser nie ma gustu), bo ratował go "krajobraz" i uroda aktorów, i nieograne dotąd smaczki typu noże z krzemienia i miłość (w domyśle) oralna wśród Indian :) No i samo spojrzenie od wewnątrz społeczeństwa Majów (prymitywne cokolwiek).
Raz się Gibsonowi udało - "Waleczne serce" - gdzie tępy patos spasował z tępą konwencją eposu - i film mógł porwać (piszę teraz bez ironii) - i mnie ckliwie porwał.
Podsumujmy: niech puchnie Ego Reżysera Gibsona, co to ani miecza, ani zatrutej żabami strzały, ani cierniowej korony się nie boi! Prawdziwy wykształcony maczo :)
Bez żartów: Kiedy sobie przypomnę prastarą "Pasję" z żelaznym scenariuszem, z dopiętą kompozycja, z autentycznymi kreacjami de Niro i Ironsa - to żal serce chwyta. Albo chociażby 1492 z Depardieu, gdzie był prawdziwy tragizm i prawdziwi ludzie...
Za wysokie progi, panie Gibson. Zmarnowany pomysł... :(