Wróciłem chwilę temu z tego filmu... i muszę przyznać że naprawdę, spodziewałem się czegoś więcej. Film nie jest opowieścią o cywilizacji majów, ale chyba próbuje wykreować postać jakiegoś nowego superbohatera. Próba nadania wielkiego realizmu poprzez choćby dialogi w dawno zapomnianym dialekcie zatraca się w tak irracjonalnych scenach, jak choćby chwila przed porodem - kobieta zdecydowała, że należy wydostać sie z wody, gdy już deszcz zalał ją po czubek głowy. Bardzo logiczna sytuacja. Oczywiście obraz obfitował w więcej takich (ucieczka przed pumą - jak w kreskówkach! po pierwsze to nie wiem jakim cudem bohaterowi udało się zeskoczyć z drzewa szybciej niż pumie, a sama gonitwa to już w ogóle śmiech na sali - dziesięc minut uciekał przed dzikim kotem. W zbliżeniach, ten już niemal chwytał bohatera za pięty, a po chwili znajdował się prawie dziesięć metrów za nim. Nie wspomnę już o ucieczce przed wkurzoną bandą "oprawców" - dzień i noc w ciągłym biegu z raną po strzale, która wbiła się na wylot). Z mojego punktu widzenia, film jest godzien polecenia może tylko dzięki zdjęciom i muzyce. To jednak stanowczo za mało! Ale jak mówią, kwestia gustu ;P