Podstawowy problem polega na tym, że Apocalypto miał być unikalną w swoim wymiarze i bezkompromisową wizją wymarłej cywilizacji Majów. Temu służyć miał język użyty w filmie, a także obsadzenie w głównych rolach aktorów, będacych potomkami tamtej cywilizacji. Film od swojego zarania wybijał się ponad produkcje Hollwyood, wrecz sie od niego odcinając.Od początku zapowiadał się jako przedsięwzięcie niezwykle ambitne. Tymczasem co dostaliśmy w efekcie końcowym?
Dostaliśmy pretensjonalne kino przygodowe. Nie ma tu ani prezentacji cywilizacji Majów, ani sensownej fabuły. Na początku jeszcze film broni sie obserwacją społeczności Majów, ale potem jest juz coraz gorzej. Fauła filmu opiera się na schemacie ściganego. Gibson popada wręcz w smieszność, gdyż główny bohater zachowuje się niczym Forrest Gump, ma niespożyte siły. Ranny, głodny, wycieńczony nadaje takie tempo biegu, że praktycznie każdy maraton wygrałby bez problemu. Brak logiki w tym filmie wzbudza niepowstrzymany atak smiechu. W tak naciaganych scenach widac jednak, że film tylko pozornie odcina się od Hollywood, gdy w rzeczywistości hołduje całkowicie jego stylowi.
Coś w tym jest. Ale może Gibsonowi chodziło o proste przedstawienie pewnego przesłania, w sposób -czy na bazie stylów i rodzajów /np. gore, triller, dramat, przygodowy, komedio-dramat/ najbardziej preferowanych filmowych produkcji, aby w ten sposób dotrzeć do przeciętnego widza, przyzwyczajonego już do odbioru tego rodzaju fimów, ze swoim przesłaniem. Przesłanie to można chyba poprostu zawrzeć w słowach: przyjaźń, miłość i wierność oraz szlachetność jednak zwyciężają. I chyba raczej rzadko zdarza się, aby inne produkcje w.w. gatunków tak proste przesłanie przekazywały.
Zauważmy, że w filmie jest przedstawiona walka cywilizacji jakby Majów - ukazana jako barbarzyńska /polowanie na ludzi, aby ich składać w ofierze dla jakiegoś boga-słońca/. A tej z kolei -w postawie głównego bohatera i jego bliskich- przeciwstawia się jakby inna cywilizacja, cywilizacja przyjaźni i miłości, wierności i niezłomnej wytrwałości, jako uosabiającej, odzwierciedlającej istotę i kulturę chrześcijańską. Pod koniec filmu widać -chyba nieznane Majom- duże okręty żaglowe z -w domyśle- przypływającymi rycerzami chrześcijańskiej Hiszpanii.
-to tak pokrótce, może nie dość w pełni opisu, mojej opinii - uzupełnienia.
To co napisales tylko ptowierdza moje słowa. Film wlasnie jest całkowicie hollywodzki. Przsytojny koles i jego rodzina wygrywają, milosc zostaje nagrodzona, a brutalny swiat cywilizacji Majów zostaje zniszcony przez milosierne dobro, które przywiezli chrzesciajanie pod koniec filmu. To to czysty kicz i sztampowa tandeta.
To przybycie chrzesciajn zreszta nie jest faktem historycznym. Oni w czasie kiedy dzieje sie film wcale nie przybyli. O ile pamietam to kilakset lat pozniej przybyli Europejczycy.
Najwikeszym bledem Gibsona jest to ze na sile musial wstawic tu wyzszosc chrzescijanskiej religii, nad cywizlizavcją Majów. Gibson nie podszedł do tej kultury jak bezstronny antropolog, tylko jak ideolog chrzescijanski. W efekcie to co pokazał na ekranie nie ma wiele wspolnego z kulturą Majów.
Co do brutlanych ofiar - to tym sie zajmowali się Aztekowie, a nie Inkowie.
1. Aaaa, nowy argument na "hollywoodzkość", koleś musi być "przystojny". No tak...
2. Przybycie chrześcijan JEST faktem historycznym.
3. Cóż za zdumiewające wnioski, kilka statków na horyzoncie = wyższość chrześcijańskiej religii. Dajże spokój człowieku... Jeśli już filozofujesz, pisz że to tylko i wyłącznie Twoja filozofia, a nie mieszaj w to Gibsona.
4. Gibson tworząc taki a nie inny wizerunek Majów w epoce "schyłkowej" opierał się na jednej z nielicznych dostępnej publikacji na temat tamtych wydarzeń, a mianowicie na relacji hiszpańskiego mnicha Diego De Landy. A na czym Ty się opierasz twierdząc że to co pokazał nie ma wiele wspólnego z Majami ?
5. Po raz sto pierwszy: zarówno Aztekowie jak i Majowie (a także Inkowie) składali krwawe ofiary z ludzi.
Do Gregg:
1. W tym filmie ajkoś wszyscy dobrzy byli ladni. Zli wrecz przeciwnie.
2. "Przybycie chrześcijan JEST faktem historycznym. " Zgadza się, jest. Tylko ze oni przybyli na ziemi Majów w znacznie pozneijszym okresie niz to pokazuje Gibson. ;). Wtedy kultura Majów była już właściwie w rozsycpce. Film miesz płaszczyzny czasowe i dlatego jest ahistoryczny.
3.Sorrki, ale Gionbson i religai to az sie samo prosi. XChcesz dowodów? To masz. kto wyrezsyerował pasję? kto jest zagorzałym katolikiem i konserwastystą? Na oba pytania odpowiedz brzmi Gibson. trzeba byc naprawede slepym, zeby nie zuwazyc, ze Gisbon najpierow poakzuje brutalny, brudny swiat, by na koncu pokazac zbawicieli, ktorzy Majów ucywilizują. na prawdę to się rzuca w oczy.
4. Na czym Ty się opierasz twierdząc że to co pokazał nie ma wiele wspólnego z Majami ? "
Opieram się na opiniach historyków. Gibson powinien wziaść pod uwagę wiedzę historyczną, a nie robić coś na podstawie tylko jednej ksiązki. tak zrobiono Kod da Vinci i zobacz jak kaszana wyszła.
5. Po raz sto pierwszy: zarówno Aztekowie jak i Majowie (a także Inkowie) składali krwawe ofiary z ludzi." Tylko ze Aztekowie robili to najczesciej i najbarzdeij rytualnbie - na sposb przedsawtiony w filmie. Wiele przekazów o Majach mowi ze nie był to lud krwiozerczy tak jak Aztekowie.
1. No rzeczywiście - szczególnie w tej wiosce na początku, same klony Brada i Angeliny. Hollywood w każdym calu...
2. Gibson opiera się na relacji Hiszpana ! Fakt, że kiedy nadpłynęli europejczycy Majowie byli na finiszu, a największe miasta już nie istniały... Co ci się zatem nie zgadza ? Czy Majowie w Apocalipto wyglądają na takich u szczytu potęgi ?
3. Po pierwsze to żaden dowód. Taki katolicki Scorsese wyreżyserował Ostatnie kuszenie Chrystusa - widziałeś może ? Po drugie, o tyle to bezsensowna dyskusja że dotyczy tego co Gibson niby "chciał" pokazać - dzwoniłeś może do niego, rozmawiałeś z nim ? Po trzecie, nie zapominaj że nasz Łapa i cała jego wioska, czyli pozytywni bohaterowie w tym filmie też należeli do Majów, tyle że nie tych "miastowych". Opinia o konkwistadorach jest zaś taka że byli po prostu rzezimieszkami i awanturnikami szukającymi po trupach swojego ElDorado, a frazesami o Bogu zwykli nabijać swoje arkebuzy. I oni mieli być niby "wybawicielami" dla poczciwego Łapy i jego rodziny ? Naprawdę tak to zrozumiałeś ?
4. Jeśli jest wybór to zawsze lepiej opierać się na relacjach NAOCZNEGO świadka niż historyków. Historycy teoretyzują a ich opinie nierzadko są sprzeczne ze sobą.
5. Tak oto ten przykładowo rytuał opisywał Diego De Landa:
"W przypadku kiedy serce miało być wyrwane, prowadzili w wielkiej paradzie w obecności licznie zgromadzonych ludzi pomalowaną na niebiesko ofiarę z mitra na głowie, i Umieszczali ją na kamieniu ofiarnym. Wówczas chakowie chwytali biedną ofiarę i natychmiast powalali ją plecami na kamień i cała czwórka trzymała jej ramiona i nogi, rozwierając je. Wtedy wychodził nakon, oprawca z krzemiennym nożem w dłoni i z ogromną wprawą robił nacięcie między żebrami lewego boku, poniżej brodawki. Zanurzał wówczas swą rękę i niczym drapieżny tygrys wyrywał bijące serce, które składał w naczyniu i wręczał kapłanowi. Ten zaś szybko podchodził i smarował świeżą krwią oblicza idoli. Jeśli rytuał ten sprawowali na kamieniu umieszczonym na górnej platformie świątyni, zrzucali po schodach martwe ciało, którym zajmowali się akolici, obdzierając je całkowicie ze skóry z wyjątkiem dłoni i stóp".
http://www.stopklatka.pl/felietony/felieton.asp?f1i=177
Polecam ten felieton, wprawdzie to tylko pojedyncza opinia ale gość zadał sobie przynajmniej trud i poszukał co nieco w dostępnej bibliografii na temat Indian prekolumbijskich.
Zapewne też skala tego zjawiska nie była taka jak u Azteków, ale zawsze tak jest że "skundlenie" dumnej ongi "rasy" prowadzi nieuchronnie do zaostrzenia i brutalizacji obrzędów. To zawsze było i jest wygodne wyjście - kiedy ludziom jest źle i cierpią głód lepiej zwalić winę na "bogów"...
ad3
zbawicieli? a kogo oni mieli niby zbawić? jakby chciał pokazać konkwistadorów jako ostoję prawości to by pokazał sytuację, w której to Łapa Jaguara spotyka się z nimi i "palą fajkę pokoju", a ŁJ wyraźnie powiedział, że trzeba ich unikać za wszelką cenę i wyraźnie porównuje ich do Majów i wg mnie tych Twoich zbawicieli stawia na równi z Majami, co najwyżej nasuwa się myśl, że chce wytłumaczyć, wszystkim dziś znaną brutalność konkwistadorów, tym że walczyli z bardzo brutalnym narodem Majów i musieli dobrać "adekwatne środki", bo na pewno nie zrobił z nich zbawicieli
>cywilizacja przyjaźni i miłości, wierności i niezłomnej wytrwałości, jako uosabiającej, odzwierciedlającej istotę i kulturę chrześcijańską.
Niezły dowcip. Cywilizacja chrześcijańskiej miłości przypłynęła hiszpańskimi okrętami.
Swój post piszę pod wpływem filmu, tj. po jego obejrzeniu. Nie czytałem wypowiedzi M.Gibsona o samym filmie, nie wiem jakie dawał komentarze w wywiadach o przesłaniu filmu, jego intencjach, itp. Nie widziałem do dziś "Pasji", nie piszę więc przez pryzmat jego poprzedniej twórczości. Zatem w ogóle nie widzę związku z jego postawą religijną. W "Apocalypto" nie jest to jednoznacznie pokazane. W końcu tylko jenda scena na końcu pokazuje przybywających "chrześcijan".
Z tego co wiem to podobno Aztekowie byli najbardziej krwawi w ofiarach, ale pomijając fakt zgodności historycznej, tak odnośnie zdarzeń i czasu (ad. przybycia chrześcijan), itp to ogólnie wypowiem się tylko w kwestii punktu trzeciego.
Cytuję:
"Najwikeszym bledem Gibsona jest to ze na sile musial wstawic tu wyzszosc chrzescijanskiej religii, nad cywizlizavcją Majów. Gibson nie podszedł do tej kultury jak bezstronny antropolog, tylko jak ideolog chrzescijanski. W efekcie to co pokazał na ekranie nie ma wiele wspolnego z kulturą Majów."
"[...] Gisbon najpierow poakzuje brutalny, brudny swiat, by na koncu pokazac zbawicieli, ktorzy Majów ucywilizują. na prawdę to się rzuca w oczy."
Moim zdaniem końcówka filmu nie jest tak jednoznaczna. Nie wydaje mi się ze można powiedzieć iż pokazanie najpierw brutalnego świata, a potem na koniec przybyszów chrześcijańskich którzy ich ucywilizują ma pokazywać wyższość chrześciajńskiej wiary.
Owszem gdyby to tak pozostawić, tzn. pokazać brutalny świat Majów a na koniec konkwistadorów z krzyżem/krzyżami trzymanymi przez "duchownych" to mozna i to tak odbierać.
Ale Gibson tak tego nie pozostawił. Dodał jeszcze na koniec ostatnią krótką scenkę.
Cytuję:
">cywilizacja przyjaźni i miłości, wierności i niezłomnej wytrwałości, jako uosabiającej, odzwierciedlającej istotę i kulturę chrześcijańską.
Niezły dowcip. Cywilizacja chrześcijańskiej miłości przypłynęła hiszpańskimi okrętami."
To pierwsze.
Hiszpańskie okręty i hiszpańscy "chrześcijanie".
Czyli co... konkwista jak widać.
Cytat z Wikipedii:
"Ówczesnym usprawiedliwieniem konkwisty była walka z niewiernymi (muzułmanie) oraz nawracanie nowych ludów na katolicyzm. De facto sprowadzało się to do rozszerzania władzy monarchii obu krajów"
Usprawiedliwieniem hmmm... czli krzewienie chrześcijaństwa, a dokładniej katolicyzmu, nie było celem konkwistadorów. Mieli to tylko za usprawiedliwienie. To był tylko pretekst do podboju nowych ziem. No ale to wiadomo. A piszę to po to aby pokazać że jeśli ktoś nie zwróci uwagi na prawdziwe powody przybycia białych ludzi do Ameryki to może mu umknąć wydżwięk tej ostatniej krótkiej scenki. To drugie.
A mianowicie główny bohater wraz z rodziną widzi te okręty z obrzeżów lasu. Jego żona pyta co to jest. Główny bohater odpowiada, że one przywiozły ludzi. Dalej ona pyta czy nie powinni do nich pójść. On odpiera że powinni iść do lasu. Szukać nowego początku.
Czyli główny bohater wyrażnie uznaje że powinni unikać tych ludzi, po twarzy bohatera można powiedzieć że ma jakieś przeświadczenie (myśli i zastanawia się) że nie jest to dobry pomysł aby iść do tych ludzi. My oczywiście wiemy że żle by się to skończyło gdyby poszli do białych "chrześcijan".
Bohaterowie odchodzą w las i widać tylko powiewającą za nimi gałąż. Koniec filmu.
To mąż decyduje o tym aby nie iść do białych ludzi.
Żona by poszła, ale to główny bohater, a nie ona, nabył złych doświadczeń w kontaktach z innymi plemionami. Więc wiedział że z tego może być coś złego. Ona nie wiedziała.
Jak wiemy dla tych co mieli styczność z konkwistadorami, nic dobrego z tego nie było. A to że nic więcej Gibson nie pokazał o konkwistadorach ponad to co pokazał, to moim zdaniem swiadczy że nie chciał osądzać/oceniać podboju Ameryki i sposobu przekazywania katolicyzmu innym ludom.
Może ja sie nie znam ale nie widzę w tym filmie antysemityzmu, bo przecież imo nie ma tu gloryfikacji katolicyzmu. Raczej te końcowe sceny imo były neutralne w swoim wydżwięku. Główny bohater uznał że nie powinni sie do tego mieszać/angażować ani tym kierować. To jego zdanie/pogląd na sorawę jest nam prezentowane w filmie. Skoro ktoś sie doszukał w filmie wydzwięku pro "chrześcijańskiego" z krótkiej sceny przybycia hiszpańskich statkow, to ja widzę inny wydżwięk.
Odnośnie sentecji (czy co to tam jest) W.Durant'a:
Ktoś może powiedzieć że świadczy to o tym, że Gibson w pewnym sensie usprawiedliwia konkwistadorów. Że to nie tylko wina konkwistadorów że cywilizacja Majow upadła.
Może i to prawda ale nie można powiedzieć (i nie wiem czy Gibson tak uważa)że konkwistadorzy nie byli winni.
Każdy odpowiada za siebie. To że ktoś upadnie moralnie, a potem ktoś go wykorzysta to nie usprawiedliwia żadnej ze stron. A co dokładnie miał na myśli Gibson prezentując nam tą sentencją to nie wiem. Podbić cywilizację... nie uważam że to ma jakiś pozytywny wydżwięk dla którejkolwiek ze stron konfliktu. Tak dla Majów i tak dla "chrześcijańskich" konkwistadorów.
Szzególnie to widac łącząc w/w sentencję z przybyciem hiszpańskich statków. Przybyciem na podbój, nie po to by głosić swoją wiarę.
A co do samego filmu.
Film mi sie podobał. Tak 7/10 myslę że mu moge dać. Czy 8/10 to nie wiem. Ocenianie filmów mi nie wychodzi. Kazdy film ma dla mnie wiele płaszczyzn do ocenienia. Nawet tych o których twórcy sami nie pomysleli. Ja filmy odbieram na swój sposób. Są filmy w moich ulubionych które wiele osób uzna za dno. Ale dla mnie dany film musiał mieć coś, jakis element za który uznałem go wartym uwagi.
Apocalypto zaś ma głównego bohatera, który dostrzega rzeczy których inni nie.
>To mąż decyduje o tym aby nie iść do białych ludzi. Żona by poszła, ale to główny bohater, a nie ona, nabył złych doświadczeń w kontaktach z innymi plemionami. Więc wiedział że z tego może być coś złego. Ona nie wiedziała.
Wygląda na to, że przespałeś dużą część filmu.
"Wygląda na to, że przespałeś dużą część filmu."
Wygląda na to że nie jestem pewien o co Ci dokładnie chodzi.
Pamiętasz co się działo z żoną głównego bohatera? Jeśli tak, to dlaczego napisałeś, że ona nie miała złych doświadczeń z obcymi plemionami?
Wolałem się upewnić że o to chodzi.
Zgadza się nie miała miłych doświadczeń, moje zdanie nie było konkretne.
Konkretnie chodziło mi o to że nie miała takich doświadczeń jak pozostali. Szczególnie że prawie cały film była w dole i wiecej miał problemów z przezyciem niż z samym "bad" plemieniem. Główny bohater praktycznie od razu zaprowadził ją do dołu i zaczął ją tam opuszczać.
Co więcej wydaje mi sie ze walki między plemionami nie były tam jakąś nowością. Gdy główny bohater wraz ze swoimi pobratymcami spotyka plemię uciekające przed tym "bad" plemieniem, szukając nowego początku i chcąc tylko przejść (jak się w końcu okazało) wszyscy (po stronie gł.bohatera) gotują się na możliwą walkę.
A doświadczenia które miał w "stolicy" pokazały mu brutalność i brak logiki (oczywiście nie dla mieszkańców "stolicy") którymi mogą sie kierowac nowo napotkane osoby/plemiona/ugrupowania i napotykajac nowo przybyłych, w dodatku białych i dziwnie ubranych ludzi przywiezionymi przez nigdy wcześniej nie widziane okręty/machiny/rzeczy.
Więc gdy jego partnerka pyta o to czy nie powinni tam pójść to nie kieruje się tymi samymi doswiadczeniami co główny bohater, jego były bardziej traumatyczne i że tak powiem pouczające. Ona nie wiedziała do czego moga być zdolni nowo przybyli ludzie. I nie chodzi tylko o zabijanie na ofiarę ale też o nazwijmy to getta na obrzeżach miasta. Oczywiście nie chcę umniejszać traumie, którą ona przeżyła (nie wiem może to robie) ale chodzi o to że po prostu nie wiedział tego co on wiedział.
Zresztą to był specjalny zabieg rezysera, żeby dac tą końcową scenę. Tak moim zdaniem.
Główny bohater, jak i jego żona mieli dokładnie tyle samo doświadczenia jeśli chodzi o przybyłych na okrętach, czyli ZERO. Wydaje mi się, że Majowie porywający ludzi z innych plemion w celu składania ich w ofierze nie powinni być żadnym zaskoczeniem dla owych plemion - jeśli Mel Gibson tak to sobie wymyślił, to chyba zmyślał. Majowie w jego filmie nie sprawiają wrażenia żółtodziobów jeśli idzie o pozyskiwanie ofiar dla ich kultu.
Ale ja nie pisałem, że oni mieli jakiekolwiek doświadczenie z przybyłymi na okręcie.
Wiem że go nie mieli. Ja nie o tym.
Ja pisałem że oni oboje mieli inne doświadczenie z plemionami na swoim kontynencie.
O co mi chodziło to o to że "Łapa" wolał nie poznawać nowo przybyłych bo widział jacy drudzy ludzie potrafią być. Poza tym gdyby nie "Łapa" to ona by poszła do tych okrętów. Ja jej nie umniejszam ja tylko wskazuje na takie coś co ma miejsce we wszystkich rodzinach. Jeden wie o czymś (o czymkolwiek) i przekazuje to drugiej osobie, niekoniecznie wprost. Tak więc "Łapa" nie powiedział partnerce wprost: "Wiesz oni mogą być żli bo miałem przykre doświadczenia, wolę nie ryzykować tej znajomości" ^^. Ona nie widziała żadnego zagrożenia w tych statkach.
Przecież ona nie była głupia, wiedziała że inne plemiona atakowały i stanowią zagrożenie ale raczej nie wiedziała do czego moga być zdolne.
Zresztą czym można tłumaczyć takie jej i takie jego zachowanie.
Nie wiem czy same ataki były czymś nowym dla owych plemion ale składanie ofiar i widok całego miasta i przedmieści że tak powiem, raczej był dla nich zaskoczeniem. To co się tam działo malowało na ich twarzach co najmniej zdziwienie, nie mówiąc o przerażeniu,
"Majowie w jego filmie nie sprawiają wrażenia żółtodziobów jeśli idzie o pozyskiwanie ofiar dla ich kultu."
Co do tego to się zgadzam ale to nie ma związku z tym jakie mogło mieć doświadczenie plemię głónego bohatera. Bo przecież mogło nigdy nie spotkać tego miastowego plemienia.
Pewnie jakieś miało w końcu jak spotkali uciekające plemię to gotowali się do walki więc jaieś tam przeświadczenie o obcych plemionach mieli. Ale raczej nigdy nie byli zdziesiątkowani, porwani i prowadzeni na ofiary. Co można wywnioskować po wspomnianym zdziwieniu na ich twarzach.
>Nie wiem czy same ataki były czymś nowym dla owych plemion ale składanie ofiar i widok całego miasta i przedmieści że tak powiem, raczej był dla nich zaskoczeniem. To co się tam działo malowało na ich twarzach co najmniej zdziwienie, nie mówiąc o przerażeniu
Podejrzewam, że ich współplemieńcy złożeni w ofierze raczej nie wracali do wioski opowiadając co ich spotkało, więc mieli prawo być zaskoczeni :-)
Heh zapominacie o początkowym cytacie... Wielką cywilizację można zniszczyć tylko jeżeli gnije od środka ? to nie szło dokładnie tak ale taki był sens. O ile dobrze pamiętam autor tego cytatu miał na myśli imperium rzymskie i najazdy barbarzyńców które doprowadziły do jego rozpadu. W przypadku cywilizacji majów tymi barbarzyńcami są chrześcijanie, więc stwierdzenie że mają być zbawcami jest błędne.
jeżeli był taki cytat, choć nie przypominam sobie, to wcale nie porównuje w nim konkwistadarów do barbarzyńców tylko i tu dwie możliwości, albo nabija się, że Majowie nie byli wielką cywilizacją(mało prawdopodobne) albo zdejmuje winę z konkwistadorów, pokazując, że cywilizacja Majów była już na krawędzi zagłady z powody głody, złej władzy i posuwania się do takich okrucieństw jako sposobu uratowania cywilizacji itp. , dokładnie z tego powodu, z którego składano bogom te wszystkie ofiary(już nie pamiętam dokładnie co ten odprawiający gadał na tej piramidzie), wogole odnosze wrażenie, że te ofiary były składane tylko po to, żeby pokazać obywatelom siłę państwa i zrzucić wszystkie winy na okrucieństwo losu i nieprzychylność bogów
"albo zdejmuje winę z konkwistadorów, pokazując, że cywilizacja Majów była już na krawędzi zagłady(...)"
Zdejmuje winę? Popatrz na to tak: gdyby konkwistadorzy przybyli w okresie rozkwitu państwa majów to mogłoby (podkreślam - tylko mogło) być tak, że o wiele słabiej rozwinięci technologicznie Majowie wygraliby z konkwistadorami dzięki a)przewadze liczebnej b)Znajomości terenu i warunków, jakie panują na ich kontynencie c)i chyba najważniejsze - dzięki zorganizowaniu i dyscyplinie. Pamiętasz, jaki problem mieli Anglicy z Zulusami? Oszczepy kontra karabiny? Problemem tych amerykańskich cywilizacji był strach, że bogowie się od nich odwrócili a biali ludzie są albo karą, albo nawet samymi bogami. Walka więc nie miała dla nich sensu. W przypadku zorganizowanego państwa, sprawnie rządzonego, którego władcy nie poddają się tak łatwo przesądom spawy mogłyby się potoczyć inaczej, a należy też wziąć pod uwagę, że w tamtym czasie podróż przez ocean nie była bezpieczna i powszechna więc zasoby ludzkie były ograniczone.
Ale zdejmuje winę? Pokazuje powody, dla których konkwistadorzy zrobili z "Indianami" co chcieli, ale to nie oznacza, że w jakikolwiek sposób ich usprawiedliwia - tym bardziej, że w filmie nie ma sceny, która by pokazywała intencje albo działania Hiszpan.
Z pewnoscią nie usprawiedliwa konwistadorów tylko pokazuje, że gdyby Majowie byli silnym państwem to najeźdźy nie byliby w stanie im zagrozić. Zdejmuje winę z konwistadorów jako z głównie odpowiedzialnych za zagładę cywilizacji Majów, bo napewno nie usprawiedliwia ich morderstw. Brutalne obrzędy Majów świadczą o słabości ich państwa. Jak sam napisałeś gdyby byli dobrze zorganizowanii to pokonaliby konwistadorów, jednak byli słabi i nie dali rady, a to, że uważali białych ludzi za bogów świadczy tylko o ich niższości kulturowej i zabobonnej płytkiej religii.
A jeśli tak, to się zgadzam. W sumie w tym filmie konkwistadorzy są tylko zapowiedzią nadciągającej zagłady. A jeszcze co do porównywania ich do barbarzyńców to nie miałem na myśli tego, czy jedni albo drudzy byli dobrzy albo źli, tylko fakt, że byli zewnętrzną siłą która wpłynęła na jakąś cywilizację. Pozdrawiam.
Cokolwiek by nie powiedzieć to cywilizacje Ameryki prekolumbijskiej było dalece bardziej związane z naturą i życiem w jej łonie - fakt to oczywisty, ale zmierzam do tego żeby wcale nie dziwić się myśliwy, zdrowy, potężny byk z dżunglą i siłą w genach (dobór naturalny) nawet zraniony może narzucić takie tempo. ;]
A ja się z Tobą zgadzam (w odróżnieniu od większości tutaj!), ale głównie w kwestii tego że dostaliśmy pretensjonalne kino przygodowe. Niestety ta jakże błacha, kiczowata przygoda i nużące sceny pościgu, sprawiły że to co miało być walorem, ogromną zaletą tego filmu, czyli wierne przedstawienie kultury i życia Majów, było praktycznie niezauważalne, zeszło na dalszy plan. Jedynie w pierwszej części filmu życie społeczności Majów było dobrze przedstawione, bo potem to już tanie kino przygodowe. Ale niestety jest to za mało, żeby wystawić temu filmowi pozytywną ocenę.