trochę mnie bawi ta konsternacją, z jaką czasami internauci opisują wrażenia po wyjściu z seansu.dlaczego?no przedstawię to mniej więcej tak: czytasz sobie opisy, jaki to żenujący obraz, poniżej oczekiwań , etc; zaraz potem samemu się na niego wybierasz już nie tak " napalony" jak wcześniej, ponieważ te wszystkie opinie zlewają się w jedną całość tworząc klapę,następnie siadasz w fotelu w sali kinowej ( lub przed monitorem w domku;p)i rozpoczynasz swoją drogę przez piekło pogoni w dżungli, mięso wręcz fruwające dookoła oka kamery, walkę o ogień i nagle zdajesz sobie sprawę, że paczka laysów (ostra papryka) po prostu wyparowała więc przez resztę seansu twoja buzia nie pracuje, teraz tę czynność przejęły oczy skaczące po całym ekranie w te i wewte, dalej zaczynasz się trochę denerwować, kurde zabiją go w końcu czy nie (?!)i co, stało się , zapalają się światła, wszyscy podnoszą zady w sali, zmierzają ku wyjściu , a w twojej głowie mieszane uczucia..i jedna myśl <fuck! that was straight-up boo-yaa>o tak, ten film całkiem mi się podobał,hehe