Wiem, że to głupie, ale miałam nadzieję na produkcję HBO. Moim zdaniem anime jak i manga mają ogromny potęciał. Po skończeniu "gry o tron" mogłby ktos się tym zainteresować (marzenia xD). Nie mogę sobie wyobrazić wielu postacie jako japończyków . Co oni zrobią z Arminem, Annie, Ymir, Christą, Reiner i Bertholdtem? Wiem, że film nie musi ściśle oddawać anime i mangi, ale tam ludzie byli tak niezwykle zintegrowani. Nie ważny był twój kolor skóry czy pochodzenie liczyła się walka z Tytanami, ich jedynym i największym wrogiem. Teraz to świat w którym żyją potwory i japońce ;_;. No i efekty specjalne pozostają pod wielkim znakiem zapytania. Boję się najgorszego, ale i tak gdy doczeka się wersji kinowej w Polsce to chętnie pójdę.
Też tak myśle Levi nie wygląda jak Levi a jakby to zroili profeszynal w HBO to by było fajnie :'D
Marzenia ;_;....
Dokładnie. Miewam częste stany depresyjne odkąd zobaczyłam jak wygląda Levi w filmie. Ogólnie uważam, że Japończycy robią słabe adaptacje anime, mężczyznom brakuje męskości, są wymalowani i te włosy... nie wiem czy tylko ja to widzę. Swoja drogą, również mam nadzieję na produkcję np. HBO, to by było coś!
Ja bym chciał żeby zrobiło ten film studio Legendery z budżetem 200 mln i reżyserem Guillermo del Toro wtedy z tego może wyjść hit a tak chyba będzie kicha.
Tępota ludzka nie zna granic skoro ludzie uważają adaptację "książki" Gry o Tron jako dobrą produkcję. Zdaję sobie sprawę, że film nigdy nie dorówna książce ale kto czytał wie o co mi chodzi. Oni zrobili typowe Hollywood z czegoś co mogło być naprawdę ekstra w doświadczonych rękach.
Seriale live-action nigdy nie wypadają zbyt dobrze. Jak już ekranizacja z aktorami, to tylko i wyłącznie film. Może po japońskiej wersji Hollywood się zainteresuje mangą, ale wątpię, żeby efekt końcowy spodobał się fanom. Wszyscy wychwalają HBO, ale prawda jest taka, że nie mają talentu do przenoszenia treści na ekran. Dodają nowe wątki, żeby trafić do publiczności, która oczekuje innych rzeczy niż czytelnicy książek. A manga jest na tyle dobra, że jakiekolwiek zmiany działałyby na niekorzyść. Poza tym anime jest bardzo uniwersalne, a przy wersji aktorskiej produkcja na tym traci i trzeba się zdecydować do której grupy etnicznej chcemy się zwrócić.
Jak już ktoś ma zekranizować tę historię, to może Darren Aronofsky lub jakikolwiek inny reżyser z dość mroczną wizją filmowego świata i zdolnościami doboru współpracowników. Japończycy są o tyle dobrymi filmowcami, że starają się oddać charakter oryginału i nie stawiają na trzymanie w napięciu, tylko na fabułę przepełnioną akcją. W rękach niektórych hollywoodzkich reżyserów tytanów zobaczylibyśmy dwadzieścia minut przed końcem, a na końcu na wietrze łopotałaby amerykańska flaga. No i trójkąt miłosny- bo to się dobrze sprzedaje.