Rocket jest prze gość już to udowodnił w S.G., teraz zrobił to samo w A.I.W. Podobało mi się jak Thor, który jest przecież jednym z Bogów szybko poznał się na tym niepozornym "Króliczku" i okazał mu należyty szacunek i honor. Coś jak scena z Władcy pierścieni gdy Aragorn klęka i dziękuje swoim małym przyjaciołom. Ogólnie film super, co do reszty się nie wypowiadam bo chyba wszystko zostało już napisane. Ot takie moje spostrzeżenie na temat Rockera.
Heh, a pamiętam, że gdy gruchnęła wieść o tym, że Marvel ekranizuje nieznany komiks o Strażnikach Galaktyki, wśród których jest gadający, "rakietowy" szop, to kpinom na Filmwebie nie było końca ;)
Mało tego, sam Disney nie chciał szopa w tym filmie, twierdząc, że widz nie jest w stanie utożsamić się z gadającym szopem w CGI, który zapewne będzie robił za comic reliev i będzie porównywany, np. do Miko z "Pocahontas" - na szczęście, Gunn się uparł (Rocket to jego ulubiony bohater, a reżyser jest ponoć wielkim miłośnikiem szopów0 i powiedział, że bez szopa nie mają reżysera i, na szczęście, Rocket został. Teraz mówi się, że to najbardziej skomplikowana wewnętrznie postać w całym MCU, za którą stoi tragiczna i nieznana widzom przeszłość, dzięki której szop jest jeszcze bardziej wiarygodny, pomimo faktu, że jest tylko tworem speców od CGI.
jego mroczna przeszłość została trochę przedstawiona w strażnikach vol2, gdy miał kłótnię z Yondu, gdzie okazuje się, że są bardzo do siebie podobni. Oboje porzuceni przez rodziny, zgrywają twardzieli ale tak naprawdę szukają przyjaciół, stali się twardzi bo życie tego od nich wymagało.