Najlepszy film o suberbohaterach jaki do tej pory powstał (no, może Watchmeni są gdzieś w okolicach, ale to zupełnie inne kino). Whedon jak zwykle pokazał klasę.
Ja się rozczarowałem tym filmem i to bardzo. Nie powiem, dobrze się bawiłem oglądając ten film, ale momentami miałem takie wrażenie, ze oglądam jakieś "Transformers 3" lub "Battleship: Bitwa o Ziemię". To właśnie ta straszna odtwórczość mnie rozczarowała. Na dodatek już od samego początku filmu człowiek jest wrzucony w wir wydarzeń i nie sposób się w tym wszystkim połapać. Zjawia się Loki, Hawkeye zostaje od razu przekabacony na ciemną stronę mocy i wspólnie kradną Tesseract, czy jak to się tam nazywa. To jak rollercoaster - świetna frajda, wszytko dzieje się szybko ale jak już akcja się uspokaja to się tylko we łbie kręci.
Loki to najgorszy materiał na złoczyńce jakiego widziałem. Zachowuje się jak rozkapryszony bachor, któremu nie kupiono cukierków. Jego pomysł z daniem się złapać by przy okazji natruć krwi bohaterom, dziwnie skojarzył mi się z Jokerem w "TDKW". W "Avengers" po rak kolejny nie ukazano kwintesencji postaci dr. Bunnera/Hulka. Mark Ruffalo nie podołał moim oczekiwaniom. Znów przedstawiono go bez wyrazu.
Jak dla mnie film zaczyna się dopiero wtedy, kiedy akcja przenosi się do Nowego Jorku. Ale tu tej też można mieć pretensje do twórców. Snop światła wystrzeliwujący w niebo, armia i statki wylatujące z portalu. Wszystko to chcąc nie chcąc kojarzy mi się wlaśnie z "Transformers 3" lub "Battleship: Bitwa o Ziemię". Whedon mógłby się wykazać odrobiną kreatywności i zaserwować nam coś zupełnie nowego by się właśnie - nic "nie kojarzyło" z innymi superprodukcjami 3D. I jeszcze ta scena jak Hulk sponiewiera Lokiego. Zabawna jak diabli, ale z drugiej strony jest na poziomie kreskówek z "Looney Toons". A ukryta scena - to już jakaś kpina.
Film jest dla mnie ciężki do rozgryzienia. Z jednej strony to świetna rozrywka, ale z drugiej strony nic specjalnego i nic odkrywczego. Zabawa, która pozostawia niedosyt, o której się szybko zapomina. Recenzje jakie przeczytałem na filmwebie typu "Nowy poziom dla kina rozrywkowego" lub "Dream team" narobiły mi apetytu, ale niestety został on zaspokojony. Według mnie to jeden z najsłabszych filmów o suberbohaterach jaki wyszedł w tym roku. Jeśli chodzi w ogóle o adaptacje komiksów o suberbohaterach to dla mnie pozycja "Mrocznego Rycerza" jest wciąż nie zagrożona.
Cóż, nie wydaje Ci się, że scena w której Mściciele siedzą obżarci shawarmą (coś chyba 'ala' kebab) po uratowaniu świata jest trochę.. jakby to ująć - mało poważna. Możesz mieć do mnie pretensje, że czepiam się takich rzeczy. Oczywiście rozumiem, że nie miałem co spodziewać się po tym filmie bergmanowskiej fabuły - w końcu to kino czysto rozrywkowe. Whedon mimo wszystko powinien zachować choćby odrobinę przyzwoitości. To że gra tam Cobie Smulders to nie powód by z "Avengers" robić "How I Met Your Mother". To nie wszystko, scena w której agent S.H.I.E.L.D. pyka sobie w Space Invaders, Galaxian bądź tam Galagę to już jakieś nieporozumienie. Ważą się losy świata, a tu taki cwaniaczek gra sobie w gieroszkę. Gdybym był Nickiem Fury, to bym go wyrzucił z roboty, BA! I to dosłownie, z tego ich latającego lotniskowca XD.
Na koniec dodam, że film ma u mnie dużego plusa za scenę zmuszenia Niemców by uklękli przed czubkiem, który ma się za boga (no 'de facto' Loki jest bogiem, ale kit z tym :). W końcu historia wielokrotnie pokazała mają oni we krwi tego typu skłonności. Niestety musiał musiał się znaleźć jakiś durny idealista i szkoda, że Kapitan Ameryka zdążył go uratować :).
Jest mało poważna. Ale to ukryta scena, która chyba nawet nie jest po napisach w standardowej wersji, więc ciężko, żeby zepsuła mi cały film.