Czołówka gwiazdorskich osobistości z uniwersum Marvela w jednym nieskromnym widowisku sci-fi. Podobno dobre kino rozrywkowe. Być może, chyba po prostu przestałem się wyznawać na współczesnym kinie rozrywkowym. Nawałnica efektów specjalnych, garść nieśmiesznych, czerstwych dowcipów i bezbarwni bohaterowie - tak z grubsza prezentują się "Avengers". Żadnej z postaci nie udaje się tu należycie wybrzmieć, bo żadna nie góruje nad pozostałymi - zapewne zamierzony chwyt, ale i tak mocno "podkopuje" fundamenty całego obrazu jako filmu fabularnego z prawdziwego zdarzenia. Plus jest taki, że seans upływa mimo wszystko całkiem szybko, a i bezmyślne (bo o innej opcji możemy spokojnie zapomnieć) patrzenie na kolorowych herosów w zbrojach i pelerynach samo w sobie jest już czynnością relaksującą. Na odmóżdżenie, co wcale nie jest równoznaczne z "dobrym kinem rozrywkowym".
Film fabularny musi mieć jednego głównego bohatera? Moim zdaniem taki zabieg jak w Avengers to świetny pomysł, do tego doskonale zrealizowany. Widać, że każda z postaci jest istotna i nikt nie jest ważniejszy.
Myślę, ze twórcy bardzo bronili się, żeby nie wyszedł z tego iron man 3, thor 2 itd. i dlatego wyszło tak jak wyszło (przynajmniej jeżeli chodzi o "podział ról"). W sumie po "thore" i"kapitanie" myslalem, że będzie gorzej, zwłaszcza jeżeli wziąć poprawkę na dość ryzykowną, crossoverową konwencję, ktora, o dziwo, sprawdzila się całkiem znośnie.