Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Nie wiem jakich zaklęć Whedon nauczył się na planie
"Buffy", ale dokonał cudu. "Avengers" to chyba najefektowniejszy, najlepiej wyważony,
najlepiej zagrany i najbardziej satysfakcjonujący film spośród dotychczasowych filmów
tworzących uniwersum Marvela (z zaznaczeniem, że "Thora" i "Iron Mana 2" jeszcze nie
widziałem)!
Od początku byłem sceptycznie nastawiony do tego filmu. Nie spodziewałem się by był
lepszy od originów swoich bohaterów (a te niestety pozostawiały niedosyt), jednak
wzajemne spięcia i próby rozszyfrowania Lokiego potrafią zaangażować równie mocno.
Obawiałem się też, że tak różnorodne postaci wyjęte ze swoich kontekstów (nordycki
bóg, żołnierz walczący z nazistami, czy milioner technofil) ukazani w jednej fabule zatracą
klimat swoich historii, klimat którego oczekiwaliby fani, ale i ten okazał się wpisany w
charakter każdego z herosów (no może prócz Hulka). Sądziłem że zwykły szpieg, czy facet
z łukiem łatwo znikną w cieniu latających i panujących nad dość niszczycielskimi
mocami Iron Mana i Thora, ale do tego też nie doszło - każdy bohater ma swoje 5 minut,
jakąś efektowną akcję, a także istotne miejsce w finale. Film o tylu herosach powinien
obfitować w sceny akcji, przy czym finałowa powinna imponować rozmachem, a to
mogłoby się okazać zabójcze dla budżetu - na szczęście nie było, a dwie ostatnie akcje
przerosły moje oczekiwania. Najgorsze czego się obawiałem, to jednak braku poczucia
zagrożenia dla bohaterów, że będą na tyle fartownie działać że przestanę możliwość ich
klęski brać w ogóle pod uwagę - nawet tu "Avengers" mnie pozytywnie zaskoczyło.
Film zaczyna się z iście Hitchkockowskim przytupem, rozwija solidnie wprowadzając
kolejnych bohaterów, a każda kolejna akcja jest coraz efektowniejsza. Jest dobrze
zagrany i nakręcony. Ma wiele dobrych linii dialogowych, z udanie wstawionymi
akcentami humorystycznymi. Pojedynki (może poza potyczkami Czarnej Wdowy) są
czytelnie sfilmowane, a do tego atrakcyjne i rozwinięte (nie tak jak w "Kapitanie ..." gdzie
potraktowano je po macoszemu). Finałowe, niezwykle długie starcie w mieście
wyznacza kolejny szczyt filmowej destrukcji, który już chyba tylko Godzilla mogłaby
spróbować przebić. Puszczany w napisach końcowych nowy utwór Soundgarden to miód
dla uszu, wieńczący najefektowniejszego przedstawiciela kina efekciarskiego.
Nie ma jednak filmu bez wad. Tutejsza nosi imię Loki. Jest jednoznacznie zły, ma też
niezwykle irytującą filozofię (tak, będzie przemawiał) według której ludzkość wręcz
pragnie służyć istocie wyższej na miarę jego samego. Z jednej strony to dobry omen dla
akcji filmu, bo od razu wykluczona zostaje możliwość ugody, a sam złowieszczy Loki
będzie czynił zło z ironicznym uśmieszkiem na ustach. Z drugiej jednak, stawia to całą
historię w kategorii "infantylne", a konflikt pozbawia jakiejkolwiek kontrowersji na miarę
"X-men 2" (źli złem odpowiadali na prześladowania), czy "Batmana - Początku".(kataklizm
jako odtrutka na zgnuśnienie). Dlatego też pomimo dobrego prowadzenia fabuły, to
właśnie sceny akcji wychodzą na pierwszy plan, a sam tytuł może być bardziej męczący
dla osób nie przepadających za filmami akcji.
"Avengers" nie mieli prawa się udać, a jednak stał się cud. Dobrze wyważony i bardzo
efektowny film akcji przyćmiewający poprzednie tytuły Marvela ("Iron mana", "Kapitana ..."
[do którego porażki zresztą sami się przyczynili] i "Incredible Hulk") i nie tylko. To wciąż B-
klasa komiksowego kina, ale perfekcyjnie zrealizowana i bardzo wciągająca. Nie trzeba
być nerdem, aby dobrze bawić się na seansie. Polecam.
3/5