Wybrałem się dziś na przedostatni seans "Avengers" w kinie Helios w Białymstoku, o godzinie 10.00 w galerii Alfa. Był to ostatni pokaz z dubbingiem, ponieważ na późniejszy, z napisami, nie miałbym czasu. Wreszcie, tak długo od premiery, zdecydowałem się na ten film, jednak nie byłem do niego entuzjastycznie przekonany. Odniosłem wrażenie, że dubbing zepsuł odbiór filmu, ale może wyszło to na dobre, ponieważ uwidocznił jego wady... Ale zanim o tym, najlepiej głos został podłożony dla Tony'ego Starka, najgorzej dla Nicka Fury (głos zmęczonego starca) i Czarnej Wdowy (głos marudnej ladacznicy). Brak obowiązku czytania napisów rzucił ponure światło na płaską jak naleśnik fabułę, którą można opisać jednym zdaniem. Nie będę jednak spoilerował. :) Za dużo było w tym wszystkim niepotrzebnego dramatu, nic nie wnoszących dialogów (czasami poprawnie, znośnie zabawnych), przeciągających się scen adaptacji w zespole. Po żmudnej krzątaninie paru swojskich superbohaterów i prężącej pupę laleczki na nudnym samolocie, następuje najważniejsza (i najpłytsza), znana ze zwiastunów część filmu - rozróba w mieście. Efekty 3D (w kinie Helios) momentami dały się we znaki, by innym momentem obraz stawał się podporządkowany 2D i nie wymagający okularów. W tym miejscu zaznaczę, że noszę okulary i nie byłem pewien, czy poczuję efekt, gdy założę okulary 3D. Jednak ten efekt był wyraźny w paru miejscach. Ostatecznie wolałbym obejrzeć ten film w 2D, choćby ze względu na jaśniejszy obraz. Czarę rozczarowania przepełnił nieumiejętnie budowany klimat (niczym w kiepskim dramacie, a może to zasługa dubbingu, przez który poczułem się, jakbym oglądał polską telenowelę?), spowodowany brakiem nastrojowej muzyki. Właśnie muzyki! Gdyby ta dorównywała "Incepcji", może efekty zrobiłyby na mnie wrażenie, jednak tu porywające sceny wydawały mi się za mało porywające jak na film akcji. Rozumiem, że ta średnia to żywy wyraz fascynacji gimbusów, mających ciasne jak cipa pojecie o filmie? :D