Gdy Hollywood brakuje pomysłów na filmy, nawet na tzw. rimejki, wrzuca bohaterów z
różnych obrazów do jednego worka, potem wymyśla fabułę, ubarwia wszystko
spektakularnymi efektami i komercyjny przebój gotowy. Ten ma szansę pobić rekord
finansowy. Ale póki są ludzie, którzy to lubią, to co tam...
"Avengers" to oczywiście bajka, pod względem technicznym - pewnie najwyższej jakości,
jednak, jak to zwykle bywa z podobnymi filmami, nieznośnie nadęta i schematyczna. Całe
szczęście, w momentach gdy patos osiąga apogeum, rozbraja go dowcip, nawet autoironia.
Może podobać się obsada: szelmowski Robert Downey jr (ostatnio ugrzązł w komercji, a
szkoda), nieporadny jako Banner Mark Ruffalo czy demoniczny Tom Hiddleston jako Loki.
Reszta przezroczysta. Scarlett Johansson chyba najgorsza, strasznie drewniana.
Niespodzianka to epizodyczny występ Skolimowskiego w roli rosyjskiego agenta.
Jak ktoś chce się rozerwać, lubi komiksy, nie oczekuje niespodzianek, do kina!