Z jednej strony "Baraka" to 96-minutowy dziennik z podróży, z innej - medytacja nad naszą planetą. Reżyser Ron Fricke ["Koyaanisqatsi" [1982]] jeździł z 70 mm kamerą po całym świecie, by uwieczniać obrazy ludzi i natury. Niektóre z nich są zwyczajne, jak ruch uliczny na Manhattanie, inne - niezwykłe, jak zaćmienie słońca, jeszcze inne - pełne rozpaczy - jak widok śmieciarzy pełzających niczym kraby po wysypisku śmieci w Kalkucie.
O historii miłości i patriotyzmie Tarkatana rozdzielonego z ukochaną przez zbliżające się wyzwanie. Nasz bohater Baraka na wezwanie swojego Pana Shao Khana udaje się by walczyć na śmierć i życie za swoją ojczyznę w turnieju znanym jako Mortal Kombat.
...chociaż czasem wolałabym chyba nie pamietać...wywrócił do góry nogami wszystko, czego byłam pewna. Wyszłam z kina z depresją i równie silnym przeświadczeniem, że wrócę do tego obrazu...tylko jakoś cały czas (minęło z siedem lat) nie zdobyłam się na odwagę. Film, po ktorym zadałam sobie pytania z gatunku...