Wiemy, że film zaczyna się od miłości między Barbarą z Niemiec Wschodnich a jej mężczyzną z Niemiec Zachodnich. Ale ta miłość jest już w filmie drugoplanowa, zredukowana tak bardzo, że już jej nie dostrzegamy.
Ta miłość jest w Niemczech czynem antypaństwowym, więc w tle zajmuje się nią policja polityczna z Niemiec wschodnich. Policja też jest drugoplanowa, ale pewna.
Pewne jest, że Andre donosi na Barbarę, ale tak pewne, że nie warto poświęcać na to w filmie zbyt wiele czasu.
Ważne są tylko gesty, którymi Barbara i Andre się obdarzają i i którymi obdarzają zagubioną w świecie dominacji drugiego planu Stellę.
Inteligentny scenariusz, inteligentnie sfilmowany z dwoma świetnymi aktorami.
Dla mnie ten Ronald Zehrfeld to strzał w dziesiątkę przy obsadzie filmu. Widać, że to kawał chłopa, który swoją posturą porządkuje kadr, z nim trudno zrobić rozbiegane ujęcia. I hipisowska twarz, wyśmienita, gdy trzeba ocieplić akcję filmu.
film ciekawy, choć brakuje mu dynamiki. dłużyzny, czasem przewidywalności - jednak!. bez porówniania wobec "życia na podsłuchu" - niezrównanego obrazu jesli chodzi o NRD.
nie pasował mi również pan doktor - jednak trochę za bardzo wypasiony w kraju, w którym mięsa nie było aż tak wiele.
miłość z panem z RFN pokazana absolutnie bezwzglednie, od pierwszej chwili widz go nie znosi. podobnie jego kolegę. oliwy do ognia dolewa scenarzysta, wkładajac mu w usta słowa: "nie musisz pracować (u nas), ja zarabiam wystarczająco dużo". hahah. nie ma to jak dobrze wypasiony zachodni niemiec z kasą i Mercedesem.
Byłem w NRD w 1979 i mięso tam było. Podobnie jak w Czechosłowacji w tym samym okresie. Tak proste sprawy dało się jeszcze zorganizować. Z produkcją czegoś takiego jak Mercedes już nie. Stąd nie rozumiem Twoich pretensji do fizyczności doktora Andre. Nawiasem mówiąc Ronald Zehrfeld, który gra doktora to były mistrz NRD w judo (kategoria juniorska).
Całkowicie zgadzam się z Twoją uwagą o tych z RFN. Nawet deklaracja kochanka z Zachodu, że jest w stanie dla Barbary przyjechać na Wschód na stałe nie zmienia jego antypatyczności. Ci z Zachodu są dobrzy tylko do tego, aby przeprowadzić skomplikowaną operację ucieczki przez morze. Dlatego sprawiedliwie zamiast pożądanej Barbary dostają potrzebującą pomocy Stellę. Niech się martwią co dalej.
miałem na myśli, że generalnie w demoludach ludzie nie byli otyli, bo podaż nie była taka jak w kapitalizmie. to motyw, ktory powinien być uwzględniany w filmach o tych latach - mogli Zehrfelda trochę podgłodzić, by wpasował się w klimat lat. wiadomo nie od dziś, że ogromne pieniadze z budzetu szły na służby państwowe, i poziom podazy dóbr konsumpcych, w tym ich jakości, nie był wystarczający. jak pokazują zdjęcia z rozwalania muru berlinskiego od strony wschodniej, widać samych szczupłych germańców.
Ha ha ha. Zapewniam Cię, że ludzie słusznej postury byli w latach osiemdziesiątych w Polsce, Czechach i NRD. Ja tam głodny nie chodziłem. Boże Narodzenie i Wielkanoc to był czas obżarstwa. Stołówki studenckie naprawdę dawały mięso. A ordynator oddziału szpitala w NRD mógł mieć jedzenia w bród, jeśli tego chciał. Naprawdę ilość jedzenia nie wyznaczała "klimatu" państw komunistycznych!!!
Ponadto trochę wiedzy z historii Niemiec; pierwsze ustawodawstwo socjalne około połowy wieku XIX było uchwalane również pod wpływem tak poważnej instytucji państwowej jaką była armia pruska. Ta zaważyła, że rekruci z środowisk robotniczych są cherlawi i powodują obniżenie jakości armii. Zaczęto więc ograniczać zatrudnianie dzieci w fabrykach i dalej poszło aż do wprowadzenia państwowych emerytur pod koniec XIX wieku. Niemcy więc mają bogatą tradycję w używaniu służb państwowych do podtrzymywania słusznej postury poddanych państwa i ograniczanie podaży jedzenia dla poddanych nie było przez te służby stosowane.
nie zgodzę się, ilość jedzenia i jego jakość wyznaczała "klimat" państw komunistycznych. w ZSRR zawsze i wszedzie były braki żywnościowe, przede wszystkim mięsa. w Rumunii Causescu dzieci umierały z głodu. Czechosłowacja, Polska i NRD, Węgry miały lepszą sytuację, ale jak pamiętam lata 80-te i puste haki w mięsnym.
w demoludach produkcja żywności i jej dystrybucja była kontrolowana przez państwo. nieefektywnośc centralnego planowania i kradzieże przyczyniały się do małej podaży produktów spożywczych.
Wracając do filmu; Barbara i Andre to łączniki między światem na podsłuchu i inwigilacji a światem normalnym.
Andre to na pewno lekarz, nie tylko z nadania partyjnego, lekarz z ambicjami zawodowymi. To łącznik do świata normalnego.
Jest też donosicielem, pisze obligatoryjne raporty do policji politycznej i te szczegółowe na konkretne zamówienia. To łącznik do świata NRD.
Jego zwalista postać, jego broda, długie włosy to łączniki z światem normalnym. Bronię tezy, że wybór Zehrfelda to świadomy i bardzo trafiony wybór reżysera.
ok, to w sumie detal, tak się przyczepiłem, bo generalnie zbyt często irytuje mnie niedopracowanie szczegółów w filmie. Tu akurat w 95% dopracowano.
Andre skoro pisze donosy, to średnio jest łącznikiem do świata normalnego. wóz albo przewóz.
w systemie każdy jest wypaczony w swoim cżłowieczeństwie, czy w filmie wystepuje ktoś normalny, wiodący normalne życie??? ani sasiadka - donosicielka, ani agent Stasi, ani dwójka lekarzy, ani młoda dziewczyna z Torgau. wszystko jest nienormalne i każdy jest pozbawiony czegoś.
Za bardzo wchodzisz w analizy socjologiczne. Socjologia zajmuje się społeczeństwem, film, jeśli jest sztuką, zajmuje się człowiekiem. A poza tym jaka tu socjologia może opisywać społeczeństwa komunistyczne, gdy podstawową cechą komunizmu jest rozbijanie wszelkich więzi społecznych, włącznie z rozbijaniem rodziny. Christian Petzold to rozumie, a może to ja jestem przekonany, że rozumie. I dlatego wracam do pierwszej swojej wypowiedzi. Skoro film musi być o ludziach, to wszystko inne musi być raczej drugoplanowe. Drugoplanowy jest w "Barbarze" aparat represji i donosicielstwa w NRD. Nawet ta część Andre, która jest częścią tego aparatu. Co ciekawe, drugoplanowa jest miłość. W tle (choć już się z tego tła wychyla ) jest pomoc słabym (przypadek Stelli).
I za to ten film cenię.
Miałam mieszane odczucia po obejrzeniu tego filmu. Chyba zrobiony zbyt niespiesznie. Miało się wrażenie, że ogląda się jeden z odcinków "Na dobre i na złe". Jednakowoż bardzo dobrze zagrane role. Poruszyliście kwestię Andre - miałam wrażenie, że to człowiek dosyć słaby - chciałby zajmować się badaniami i leczeniem ludzi, więc dla świętego spokoju i oczywiście dla wyciszenia pewnej niewygodnej sprawy, zgadza się na pisanie raportów dla służb. Nie wiem, czy możliwe byłoby jakiekolwiek uczucie pomiędzy nim a Barbarą. W tamtym czasie chyba trudno było zaufać komukolwiek, a tym bardziej osobie, o której wiedziało się, że donosi - jakiekolwiek nie byłyby motywy tej osoby. Tak czy inaczej podoba mi się teza, że Andre był łącznikiem pomiędzy zwykłymi ludźmi a służbami, za słaby, aby iść za swymi przekonaniami, ale jednak pragnący akceptacji ze strony tych zwykłych właśnie.
Kochanek z Zachodu jakoś nie wzbudził we mnie antypatii. Nie zrobił nic złego. Barbara była z nim chyba szczęśliwa, przynajmniej tak jej się wydawało. Nie jego wina, że mieszkał po drugiej stronie. Robił, co mógł, a że gotów był przeprowadzić się na wschodnią część świadczy o tym, że zależało mu na Barbarze.
Moim zdaniem film nieporównywalny do "Życia na podsłuchu", raczej średni.
Zgodziłem się z kapralem w ocenie Niemców z Zachodu i postaram się bronić tej tezy. Między Barbarą a Jörgiem są tylko plany na przyszłość, nie ma teraźniejszości. To sztuczne i nie budzi w widzu emocji. Deklaracja zostania na wschodzie jest dla znających komunizm dowodem głupoty, nie miłości. I tak jest to odbierane przez Barbarę. Jörg oferuje bezpieczeństwo, bo dobrze zarabia, Andre oferuje podróż w interpretację obrazu Rembrandta, której nie znajdzie się w popularnych opracowaniach. I sympatia widza jest po stronie Andre a antypatia za płaskość oferty finansowej po stronie Jörga. A kolega Jörga, kierowca mercedesa jest rzeczywiście antypatyczny.