Tego filmu obejrzeć do końca nie jestem w stanie. Spodziewałem się widowiskowego, zapierającego dech w piersiach wojennego arcydzieła, otrzymałem sielankowe klimaty, których wprost nie cierpię. Oglądając ów film wymęczyłem i wynudziłem się okrutnie. Widząc zaś na ekranie tytuł 'Part II' oraz uzmysłowiwszy sobie, że jestem dopiero w połowie, łaskawie przerwałem sobie te męki i katusze.
Cóż, Stanley Kubrick wielkim reżyserem niewątpliwie był i w żadnym wypadku "Barry Lyndona" nie nazwałbym pomyłką, czy tez wpadką w jego karierze. Ot, gatunek filmowy melodramatem zwany nie jest dla mnie, a ten film tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.
Dodam tylko, że jedna jedyna scena wzbudziła mój zachwyt oraz uznanie. Kończąca część pierwszą scena balkonowa, czy tez może tarasowa. Idealny klimat, wystrój, pora dnia, a przede wszystkim idealnie dobrana muzyka. I to by było na tyle. Filmu nie oceniam, zaś treść tego komentarza adresuję do osób, które darzą podobną niechęcią gatunek melodramatem zwany. Ku przestrodze.
miło czasem trafić na tym portalu na wypowiedź kogoś, kto stara się rzetelnie i obiektywnie spojrzeć na film, który mu się nie podobał i dostrzec jego walory zamiast mnożyć zaśmiecające forum tematy w stylu "dno, śmieć, zero akcji, 1/10". Co do wspomnianej sceny, w pełni się zgadzam i dodam, że film ten jako całość jest perfekcyjny technicznie i zaliczyłbym go do ścisłej czołówki najbardziej wysmakowanych audiowizualnie obrazów jakie widziałem.
Natomiast co do tej przestrogi nie byłbym tak zdecydowany, mnie również daleko do fana melodramatów, a jestem absolutnym fanem "Barry'ego Lyndona" więc mimo wszystko polecam każdemu, niezależnie od preferencji filmowych, zapoznać się z tym dziełem i samodzielnie wyrobić sobie opinię.