Klasyczną łotrzykowską XVIII-wieczną powieścią Williama Makepeace'a Tackeraya pt. "Barry Lyndon" w 1975 roku zainteresował się sam Stanley Kubrick. Film dosłownie obsypany nagrodami: 4 Oscary za scenografię, muzykę, kostiumy i zdjęcia (John Alcott - "Mechaniczna pomarańcza", "Lśnienie") ponadto otrzymuje Nagrodę Brytyjskiej Akademii Filmowej za reżyserię i zdjęcia oraz Nagrodę Stowarzyszenia Krytyków Filmowych Los Angeles i USA także za zdjęcia. Oprócz tego za najlepszy film i reżyserię nagrody przyznała Krajowa Rada Krytyków Filmowych USA. I słusznie - film z góry skazany na powodzenie i pasmo samych sukcesów, nic dziwnego skoro autorem zdjęć jest wielokrotny współpracownik Kubricka John Alcott, a zdjęcia w tym filmie są naprawdę rewelacją, wspaniałe w swoim przepychu i bogactwie, kręcone ponadto bez oświetlenia sztucznego (przy zastosowaniu specjalistycznego sprzętu), co wydaje się dodatkowym atutem. Kostiumy do filmu zostały idealnie odtworzone zgodnie z tymi używanymi rzeczywiście w tamtej epoce, cały zresztą scenariusz charakteryzuje niebywała pedanteria najwyższych lotów zgodna z historycznym pierwowzorem. Cóż, diabeł tkwi w szczegółach.
Film opowiada o irlandzkim młodzieńcu, który zwie się Barry Lyndon, a którego życie nie było w istocie różami usłane, nawet gdy udało mu się awansować do wyższych sfer arystokratycznych - przeciwnie - los sprawi, że powiedzie mu się źle, a w dodatku zostanie kaleką.
Film Kubricka porusza istotną sprawę pochodzenia, przynależności do określonego rodu - w przypadku głównego bohatera żarliwa miłość pomiędzy ludźmi skrajnego pochodzenia nie jest gwarancją akceptacji w wyższych sferach, a maniery jakie tu obowiązują nie są tylko kwestią poprawnego wyuczenia się ich co wspaniale ukazuje reżyser. I w tym filmie, co jest zresztą ogromną zaletą Kubricka, nie przesadza on z nadmiernym "uromantycznianiem" bohaterów (lub całej historii), tak było również w przypadku "Lolity", co decyduje o tym, że film nie jest nudny pomimo czasu trwania 180-ciu minut. Udany film, bez którego żadna domowa kolekcja nie ma sensu.