Właśnie skończyłem go oglądać po raz trzeci i stwierdzam, że to rewelacyjne, niezrównane dzieło. Przecudowne zdjęcia w połączeniu z muzyką, którą będę nucił przez parę kolejnych dni, dają niesamowite wrażenia estetyczne. Scenariusz zaś doceniam coraz bardziej z każdym seansem. Jest to jak dla mnie niezwykle ciekawa, ubrana w szaty awanturniczej opowieści, głęboka rozprawa o: - społeczeństwie, które przez silną hierarchizację i blokowanie dróg normalnego awansu społecznego, pogardzanie „karierowiczami” z niższych sfer i rzucanie im kłód pod nogi stworzyło taką jednostkę jak Barry, który z sympatycznego młodzieńca staje się coraz bardziej bezwzględnym, rozpychającym się łokciami człowiekiem, - jednostce, która mimo że żyła w takim społeczeństwie to też nie może uwolnić się od odpowiedzialności za swe czyny - nie można bowiem rzec, że nieczyste metody, po które Barry sięgał są tu usprawiedliwiane, co więcej przysparzają mu wroga w osobie pasierba, który ostatecznie wymierza mu po części zasłużoną karę za przeszłość, - tym, że wszystkie tytuły i majątki, o które Barry zażarcie walczył i których arystokracja jeszcze ostrzej broniła to tak naprawdę marność - wystarczy chwila emocji (rzucenie się na pasierba) byś stracił wpływowych przyjaciół czy głupi przypadek w rodzaju wypadku z koniem, byś stracił dziedzica. Ostatecznie wszak wszystkie osoby, które walczyły o pozycję, jak stwierdzono w epilogu, „teraz są równe” - śmierć nie oszczędza nikogo, a choćbyśmy nie wiem ile uzbierali za życia „nic stąd nie możemy zabrać”, jak mówił pastor w scenie pogrzebu.
Gdybym miał się do czegokolwiek przyczepić to może w paru miejscach lekko nadużyto narratora z offu, choć to drobna skaza, którą przyćmiewa ogólne piękno, rozmach i mądrość tego filmu.