Z uwagi na szacunek i świadomość wpływu filmów Kubricka na kino, po obejrzeniu tego filmu
zacząłem się zastanawiać czy aby na pewno dostrzegłem w nim wszystko to, co powinienem.
Historia , mimo że ciekawa, przedstawiona jest w sposób wyjątkowo rozwlekły. Mimo, że na uwagę
napewno zasługuje charakteryzacja i muzyka, to czy to wystarczające cechy jakie powinien mieć film
z tak wysoką średnią ocen?
Kilka powodów dla których lubię ten film:
- prawie każde ujęcie wygląda jak obraz z epoki, film jest perfekcyjny pod względem estetycznym
- duża przyjemność z interpretacji - choćby motyw szczęścia/losu (Barry Lyndon powstał zamiast Napoleona, w którym Kubrick chciał pokazać jak
Bonaparte wypracował swój sukces i kontrolował swoje przeznaczenie, Kubrick sam był perfekcjonistą, ale ironicznie, nie mógł nakręcić filmu o swojej ulubionej postaci historycznej i stworzył film o kolesiu, którego całym życiem kierował ślepy los),
- narrator, który zwodzi widza
- finałowa plansza przed napisami końcowymi
- idealny chłód filmu i oddalenia kamery podkreślające jak nieistotnymi mrówkami są bohaterowie z pewnej perspektywy,
Nie zmienia to faktu, że po pierwszym seansie też się nie zachwycałem.
Mnie najbardziej zachwycił sposób opowiadania tej historii. Nie wiadomo kiedy, nasze początkowe współczucie do głównego bohatera przeradza się w odrazę. Nie ma jasnego punktu przemiany. Narracja prowadzona z offu, pozornie dodaje nam wiedzy, a tak naprawdę nas ogłupia. Poza tym jest to arcydzieło pod względem estetycznym. Wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik. :)
jakie "nasze"? na pewno nie moje. główny bohater jest nudny jak przysłowiowe flaki z tak zwanym olejem, nie wywołał u mnie żadnych uczuć. zresztą mam nieodparte wrażenie, że wszystko w tym filmie (od narratora, przez grę aktorów, na ujęciach kamery kończąc) ma na celu uczynienie historii jak najbardziej obojętną, beznamiętną, kumasz o co mi chodzi? emocje podczas wydarzeń kulminacyjnych są zerowe. co w 3godzinnym filmie się średnio sprawdza (stąd dałem tylko 6). najlepszy dowód - scena wielkiej ucieczki z brytyjskiego wojska. o ile można to nazwać ucieczką, bo emeryci spacerują dynamiczniej niż redmond wówczas czmychał z koniem
Dodałabym jeszcze wymowę niektórych perfekcyjnie stylizowanych scen. Z nich często płynie chłód, wyraźny dystans, który podkreśla jeszcze ironiczny komentarz narratora. Człowiek to marność, pozory, pewna stylizacja, na dodatek bardzo krucha, bo za chwilę i tak nas nie będzie.
Zostaną jedynie "ujęcia", kadry, wspomnienia, relacje, cały bagaż tworów kultury, którym próbujemy po sobie zostawić.
Nawiązania do egzystencjalizmu są tu oczywiste.