przypadnie on do gustu tym, którzy lubią monumentalne produkcje typu "Przeminęło z wiatrem", "Anna Karenina", "Wojna i pokój"(chodzi oczywiście o produkcje z lat 40,50 i 60); teatralną i oszczędną grę aktorską jak np. w kinie noir czy w produkcjach z początku kina; nie zawiodą się też ci, którym nie przeszkadza spokojne tępo akcji ustępujące opowiadanej historii i technikaliom. To tyle w skrócie. Ten film jest niesamowity pomijam cudowną książkę Thackeray'ego. Kubrick w zasadzie przeniósł na taśmę całą opowieść. Stroje, praca kamery, zdjęcia to wszystko zasługuje na owacje na stojąco. Co do gry aktorskiej jak wspomniałem ludzie nieprzyzwyczajeni do dawnego sposobu grania mogą się zawieść co też często tu na forum widzę. Muzyka bardzo dobrze dopełnia obraz. Co do obsady całkiem dobrze wszystko tu wyszło choć Redford bardziej by podobał mi się w roli Lyndona. Te trzy godziny seansu zleciało mi bardzo szybko, ale to wynika raczej z bardzo prze zemnie lubianej starej narracji i gry aktorskiej. Na zakończenie dodam, że widać istotne podobieństwa do "Przeminęło z wiatrem" i uważam, że Barry Lyndon to film, który można wymienić jedynym tchem z wyżej wspomnianym.