ten film nie miał prawa się udać. Nakręcenie filmu inspirowanego grą planszową "Statki"
od samego początku wzbudzało uśmiech politowania na twarzach miłośników kina.
Później do tego doszedł fakt, że produkcja będzie reprezentantką gatunku sci-fi o inwazji
kosmitów na naszą planetę i zatrudnienie do jednej z głównych ról Rihanny. No i co? I
jest fajnie, nawet bardzo.
Obawiałem się topornej produkcji w stylu zeszłorocznej "Bitwy o Los Angeles", a
otrzymałem bardzo sympatyczną i zrobioną z dystansem widowiskową produkcję. Nie
zabrakło oczywiście utartych schematów i przesadnych przejawów amerykańskiego
patriotyzmu, ale obok tego mamy pomysły intrygujące. Bardzo podobało mi się
rozwiązanie nawiązania do wspomnianej gry planszowej. Nie będę zdradzał jak twórcy to
rozwiązali, ale to bez wątpienia jeden z ciekawszych fragmentów filmu. Warto też dodać,
że film mógłby być znakomitą reklamą dla naszej reformy emerytalnej, ale tu też nie
napiszę o szczegółach. Twórcom co prawda można by zarzucić, że ich co oryginalniejsze
pomysły trącą absurdem, ale... po co? Skoro wszystko składa się na bardzo smaczną
całość pozostaje nam tylko włączyć opcję "dystans", rozsiąść się wygodnie w kinowym
fotelu i cieszyć się seansem. Bardzo przyjemne kino sci-fi, polecam.
PS. Warto też dodać, że Rihanna w filmie spisała się naprawdę dobrze, a fakt, że oprócz
niej na ekranie oglądamy m.in. Liama Neesona jeszcze pozytywniej pozwala nam
odebrać "Battleship".