Wiadomo, Led Zeppelin to Led Zeppelin, stąd moja ocena, ale film szczerze mówiąc trochę mnie zmęczył. Przez 2 godziny czy nawet 2,5 można było interesująco opowiedzieć całą historię LZ, a tutaj mamy jedynie pierwsze 1,5 roku. Film kończy się w momencie wydania drugiej płyty. I co dalej? Gdzie opowieść o akustycznej III nagrywanej na wsi? O jednym z najlepiej sprzedających się albumów wszech czasów IV? O Physical Graffiti i Kashmir? O cięższych czasach i nagranej w tym okresie Presence? O ostatniej In Through the Out Door i śmierci Bonhama? Zamiast tego mamy po trzy razy te same utwory, np. Page opowiada o środkowej części Whole Lotta Love, która leci w tle, a później jest ten sam fragment puszczony na tle wizualizacji z koncertów. Prawie całe wykonania How Many More Times, Dazed and Confused, What Is and What Should Never Be... Fani znają to od lat, a ci co nie znają mogą w każdej chwili sięgnąć po płyty, DVD czy obejrzeć na YT. Mam nadzieję, że będzie dalsza część w postaci może jakiegoś serialu na platformie VOD jak w przypadku The Beatles (zapewne to pobożne życzenie). W każdym razie oczywiście jest to bardzo ciekawy film, ale sztucznie rozwleczony i potencjał nie został do końca wykorzystany.
W sumie zgadzam się z tobą. Sama historia nie porywa, nie wciąga. Ale dużym plusem są nagrania z koncertów i to, że puszczali kawałki w całości, od początku do końca, a nie tylko krótkie fragmenty. A w kinie przy dobrym nagłośnieniu brzmiały rewelacyjnie.
Szanowny Panie, a jakiej muzyki słucha Pan na codzień? Kapitalny film o absolutnie rewelacyjnym zespole, który położył podwaliny pod wszystkie obecne odmiany cięższego rocka! Jeśli rozumie Pan tytuł, to powinien Pan wiedzieć dlaczego film opowiada tylko o początkach zespołu! Myślę, że ciąg dalszy nastąpi. To właśnie pierwsze dwie płyty wyniosły Led Zeppelin na absolutne szczyty. Pozostałe dwa zespoły cieższej odmiany rocka, Black Sabbath i Deep Purple, które próbowały "dogonić" Zeppelinów, zostały daleko w tyle.