Nie ogladalem filmu, ktory pewnie jest dobry. Dobry jest ze wzgledu na fakt ze z tego co przeczytalem jest o mlodosci Dylana. Co chce wyrazic tym watkiem jest po pierwsze hold dla calej tworczosci, a po drugie - niestety - brak zrozumienia dla jego ciaglego bycia na scenie. Wiem, ze ludzie potrzebuja Dylana, ale nie oszukujmy sie - jego wystepy 'live' sa okropne. Okropny jest jego glos, ktory wcale nie przypomina glosu Barda Ameryki. Bob juz nie spiewa tylko pieje.
Właśnie jestem świeżo po projekcji filmu. Film tak naprawdę jest o wolności twórczego wyboru i konsekwencji za tego wynikających. Skupia się na początkowym okresie życia artystycznego Dylana, jego korzeni, fascynacji Woodym Guthriem, lewicowością czy wręcz komunizmem. Sztandarowy twórca protest-songów w porę i bardzo odważnie wycofał się z drogi szufladkującej go, ale zapłacił za to sporą cenę. Nie chodzi o ciągłe bycie na scenie, bo po wypadku motocyklowym zniknął na osiem lat, nie chodzi o jego głos bo on w tych pieśniach nie razi. Wielu artystów wykorzystywało jego piosenki komercjalizując je, ale on też na tym zyskiwał. W filmie jest wiele materiałów koncertowych, na których wypada, i wiarygodnie, i wręcz doskonale swoim głosem uzupełnia grę na gitarze jak i treści, głebokie treści, swoich pieśni. Kluczowy jest w filmie i życiu Dylana wybór elektrycznego zespołu /the Band/ w momencie kiedy ugruntował swoją pozycję gwiazdy folku. Zostaje totalnie odrzucony przez publiczność domagającą się songów, tylko przy akompaniamencie gitary akustycznej. On zostaje przy swoim, tłumacząc to wolnością wyboru. Miał do tego prawo. Film kończy się około 1965 roku. Warto go zobaczyć. W najbliższych dniach będzie wyświetlany w Łodzi w kinie "Polonia".
Moja opinia z dnia 19-ego Kwietnia 2010, byla na podstawie koncertow, klipow itp. ktore udalo mi sie obejrzec. 11 Pazdziernika 2011 pojechalem na koncert do Nottingham (przede wszystkim dla Marka Knopflera, ktory wystepowal przed Dylanem). Podczas koncertu Boba przysypialem, a kolega ktory jest jeszcze wiekszym fanem, po prostu wyszedl w polowie koncertu i potem oglaszal, ze dla niego Dylan umarl.
Raz jeszcze wspomne, ze cala tworczosc jest absolutnie wyjatkowa (szczegolnie lata 60 z John Wesley Harding na czele)!
Sama byłam na jego koncercie przed dwoma laty (Ostrawa) i było niesamowicie. co do trasy z Knopflerem słyszałam że jest swietna, i mój znajomy wypowiadał się o koncercie w samych superlatywach., a miał porównanie do 2 innych koncertów Dylana. Widać są różne zdania. jak dla mnie nie powinien zaprzestawać koncertować, bo widać że są też odbiorcy którzy takiego barda też doceniają.