Film mulisty. Broni go jedynie Agnieszka Grochowska i troszkę Ania Próchniak. Za to
Mateusz Kościukiewicz, który zachwycił we "Wszystko co kocham" - pokazuje że non-stop
jedzie na jednej aktorskiej nucie. Podobnie jak w "Matce Teresie od kotów" gra z tym
samym przyklejonym grymasem. Film jak sucha gąbka, drapie, ale nie tym czym powinien.
Drapie brakiem dramaturgii. Liczyłem na więcej, szczególnie że ostatnio pojawiło się trochę
ciekawych polskich filmów.