Patrząc na komentarze, spodziewałam się kompletnego dna. Tymczasem jestem mocno zaskoczona.
Nie rozumiem, czemu jest tak słabo oceniony? Film mi się podobał, porusza tematy takie jak kazirodztwo, nietolerancja - ale przede wszystkim, jak ktoś wcześniej napisał - temat samotności. To nad nim trzeba się pochylić. Nad samotnością i tym, że bohaterowie są bardzo nieszczęśliwi, zagubieni. Oglądając film myślałam tylko o tym, że ta relacja jest chora, ale w gruncie rzeczy Tadkowi musi być cholernie ciężko. Trudno wyobrazić mi sobie takiej miłości do brata, ale nieszczęśliwa miłość do, ze tak powiem, obcej osoby, jest o tyle prostsza, że
faktycznie z tą osobą można teoretycznie i praktycznie być, a tutaj nie. I on po prostu cierpi.
Szkoda również Irminy. Miałam wciąż cichą nadzieję, że ją i Tadka jednak coś połączy.
Ci, co doszukują się w tym filmie propagandy - serio? Przecież sama Anka wie, że to, co łączy ją i brata, jest złe, Tadek twierdzi, że zachowania faszystów tak samo. To nie jest propaganda, wręcz odwrotnie.
Gra aktorów na nie najlepszym, ale też nie najgorszym poziomie - nie jestem zbytnio fanką Grochowskiej, nie lubię za bardzo sposobu, w jaki gra i mówi, ale nie było źle, Kościukiewicz tak samo. Najlepiej spisała się moim zdaniem Próchniak, ale w gruncie rzeczy miała też najbardziej wyrazistą rolę spośród tej trójki.
Ogólnie oceniam film 7/10.