Film jest beznadziejnie wyreżyserowany, bardzo słabo zagrany (oprócz charyzmatycznego Kinskiego) a fabuła jest po prostu głupia. Ten spaghetti western jest brutalny, zawiera dosyć dużo jak na tamte lata niepotrzebnej nagości. Muzyka nie jest najgorsza no i intrygująca postać wykreowana przez wspomnianego Kinskiego. Dwaj bracia będący czarnymi charakterami w swoich wdziankach wyglądają jak geje a nie jak bezwzględni bandyci. A kobiety grające czy też występujące w filmie niezbyt urodziwe. "Black killer" to film chyba tylko dla hardkorowych fanów Kinskiego.
Nie jest aż tak tragiczny jak piszesz. Widziałem gorsze spaghetti gnioty. Ale faktycznie - reżyseria kuleje na maksa. Filmowa intryga ma potencjał, z którym reżyser niestety sobie nie poradził. Niektóre rzeczy wręcz irytują - np. te ciągłe sceny, gdy Kinski wygląda przez okno, Indianka w pełnym makijażu, która celnie strzela zarówno z łuku jak i karabinu, biegając jak łania pomimo niedawnego postrzału. No i tych dwóch nieszczęsnych braci O'Hara, którzy dla mnie wyglądają jak cyganie z występu Maryli Rodowicz w Opolu 1970. Pomimo tego uważam, że film śmiało można polecić spaghetti fanom. Hardkorowi wyznawcy Kinskiego (do których niegdyś się zaliczałem) widzieli z pewnością gorsze rzeczy.
Ano już prawie 3 lata temu ten film widziałem, a od tego czasu sporo spagów zobaczyłem. No ale wcale nie mam ochoty tego jeszcze raz oglądać, chociaż faktycznie fani spaghetti powinni to zobaczyć. Porównanie wrogów do cyganów z występu Marylki jak najbardziej udane. A to czemu przestałeś być hardkorowym wyznawcą Kinskiego?
Po ostatnich wyznaniach jego córki nie za bardzo wypada się przyznawać do bycia fanem Kinskiego ;-) To może być niebezpieczne he, he.