Alez oczywiscie, ze kochala - nie tylko meza, ale i Dwighta. Skad pomysl, ze nie kochala? Gdyby byla typowa femme fatale nigdy nie doprowadzila by do straty majatku, ani nie wpadla w depresje. Byla przeciwienstwem swojej niby normalnej siostry, ktorej uczucia byly "glebokie" niby wyschnieta kaluza. Ten film jest fenomanalny, poniewaz nie jest jednoznaczny, wszystko w odcieniach szarosci.

(UWAGA SPOJLER!) Nie wpadłaby w depresję gdyby nie kochała? Ja odczułam to tak, że ona popadła w depresję, bo straciła swoje imię. Nie męża, bo mógł być ten i 10 innych, tylko to, że ją ZDRADZIŁ i w jej rozumowaniu upokorzył spowodowało jej depresję. Ona miała w tyłku co on robi, tylko żeby robił to tak żeby nikt o tym nie wiedział, żeby ona miała wciąż dobre imię, którego dorobiła się na jego plecach. Jej chodziło tylko i wyłącznie o nią samą i o swoje "ja". Resztę miała w tyłku, tak samo z tym synkiem... powędrowała do niego i myślała o sobie, bo powiedziała " potrzebuję Cię". Gdzieś miała czy on ją potrzebuje, czy nie. Ona go potrzebowała i już.
Synka miała w tyłku, bo gdyby go kochała i nie była egoistką pomyślałaby o jego przyszłości i nie zadzwoniła po FBI.

ja podobnie to widzę. Ona tylko myślała o swojej wygodzie i luksusach. Popadła w załamanie, bo straciła cały blichtr, który ja otaczał.

Egoizm można jeszcze zauważyć w tym, że gdy do niej się mówi o swoich przygodach, odczuciach, myślach to ona zachowuje się jakby w ogóle nie słyszała o tym, tylko zaczyna mówić o swoim.

Kochala meza i syna.Zyla jednak troche z glowa w chmurach i byla dosc naiwna osoba.Zdrada byla dla niej tak bolesna,ze jej bezmyslny postepek mozna by nazwac takim dzialaniem w afekcie.Mezczyzni nie zachwycaja tu jednak i z pewnoscia nie sa wyidealizowani,a to stawia Jasmine w troche lepszym swietle i ciezko ja tak do konca potepiac.