Miałem wrażenie, że Allen, w mocno już dojrzałym wieku, na dobre odejdzie od kina intelektualistyczno-gadano-typowonowojorskiego, za którym niezbyt przepadałem, w kierunku filmów lżejszych, acz wysmakowanych. Z taką nadzieją, popartą kilkoma ostatnimi dziełami reżysera, przystąpiłem do Blue Jasmine i, niestety, co nieco się zawiodłem. Obok świetnej gry aktorskiej i wspaniałej muzyki oraz kilku błyskotliwych scen i dialogów, zobaczyłem dość oklepaną fabułkę, ni to na poważnie, ni na wesoło. Byłoby to dość strawne, jednak (jak mawiają Rosjanie) noblesse oblige i po mistrzu oczekujemy nieco więcej niż solidnego rzemiosła. Film do obejrzenia, ale poniżej (moich) oczekiwań.